Ochalik Władysław, Nie mam nic na sumieniu

List czytelnika, O laniu wody i budowie mostów,

(...) Stan techniczny kładki Podleszany-Mielec, stwierdzony na początku 2006r., groził w każdej chwili zawaleniem. Nie konserwowane liny utrzymujące konstrukcje na pylonach zgniły całkowicie.
I chwała Wójtowi Ochalikowi, bo w końcu rozebrał rupieć i zdecydował wybudować most, czyli coś, co przystoi w XXI wieku. Na sesjach Rady Wójt zapewniał, że wszystko idzie dobrze, że ma super certyfikowane materiały, projekty, pozwolenia i już za chwilę miał zakończy roboty, i obiekt oddać do użytku. Terminy przedłużały się, a obietnice wójtowe z uwagi na wybory samorządowe, w których startował, rosły dalej i dalej, jak nos u Pinokia.
Tymczasem paskudni oponenci, którzy tylko potrafią nasikać do mleka, co i raz podnosili, że pewnie projektu nie ma, uzgodnień nie ma, a jak są, to nie realizowane, pozwolenia nie ma (pojawiło się pod koniec 2006r.), miejsce super certyfikowanych materiałów zajmują materiały z rozbiórki, nabyte w jednej z miejscowych firm złomiarskich. Zabito w ziemię rury, jakby rodem z likwidowanego Siarkopolu. Troszkę też konstrukcję podniesiono, bo projektant coś jakby nie doczytał, że most powinien wisieć na wysokości wałów. Ponoć projekt konstrukcji był poprawiany min. po to, by dostosować go do realiów materiałowych. Na szczęście jest taka instytucja, jak Regionalna Dyrekcja Gospodarki Wodnej w Krakowie, która uzgadnia i sprawdza, a tym samym chroni przed bezmyślnością i nieszczęściem.

Wojsko budujące most narzekało na brak spawaczy z uprawnieniami. W końcu, zdaje się, cały most pospawał jeden uprawniony spawacz, w co aż trudno uwierzyć. W międzyczasie pojawiały się cuda techniki dźwigowej sprowadzane z dalekiej Europy. Niestety, tuż po dźwigu pojawił się inny cud -most się ugiął! I tak mu, niestety, zostało do dziś. Pan Wójt składał dalsze obietnice (m.in. podczas zebrania wyborczego sołtysa w Podleszanach); ruch samochodowy już za moment i dospawanie do boków konstrukcji przejść dla pieszych, a zaraz wnet przedłużenie konstrukcji do wału po stronie Podleszan, żeby przy wylewach Wisłoki szło się suchą nogą, aleją przez Zawierzbie. Podobno najtaniej jest wybrukować piekło i to zdaje się wyszło najlepiej.
Ludzie zmuszeni potrzebą pędzili po konstrukcjach, kiedy tylko było to możliwe, wspinali się po płytach chodnikowych, dźwigali rowery, byle było bliżej do miasta. Strome podjazdy do mostu przeczą nie tylko normom, ale też zdrowemu rozsądkowi. W razie pojawienia się śliskości dojdzie do niejednej tragedii. Już teraz na słupkach postawionych pośrodku zjazdów kilka osób poważnie ucierpiało.

Konstrukcja (trudno teraz powiedzieć, co to jest i czemu ma służyć) nie ma odbioru budowlanego i dopuszczenia do użytku. Gminni spece tym się nie przejmują. Przyczyną ugięcia dźwigarów jest z pewnością grawitacja. Tego nie da się obejść (to prawo obowiązuje nawet Wójta Gminy Mielec i jego urzędników), ale da się, jako zjawisko przewidywalne, dokładnie wyliczyć (...).
Do wad przeprawy można zaliczyć też brak zabezpieczenia brzegu Wisłoki przed i za konstrukcją, brak oświetlenia (...).

Co spowodowało to nieszczęście? W mojej opinii myślenie włodarzy gminy. Mostów nie da się zbudować, jak remiz tzw. „metodą gospodarczą". Konstrukcje te wymagają bardziej specjalistycznej wiedzy, odpowiednich materiałów, a to kosztuje. Tymczasem, jak słyszałem, jeden z prominentnych radnych ubiegłej kadencji (w tej też zasiada w radzie) miał pomysł, żeby remontować kładkę metodą gospodarczą lub zbudować coś po kosztach, uzasadniając tym, że rok był wyborczy i „w każdej wsi trzeba coś zrobić, żeby radni powchodzili do nowej rady, a nie tylko wszystko w Podleszanach". Rzecz bowiem w jego myśleniu miała służyć Podleszanom.
I tak ruszyło zgodnie z wyborczą logiką, każdemu po trochu (...) Wyobraźnia zamiast mostu rysowała diety i apanaże w następnej kadencji. Ot, czubek nosa najbliższy własnym oczom.
Porzekadło głosi, że szkłem d... nie wytrze, a próba kosztuje, niestety. Zamiast zrobić inwestycje pod potrzeby XXI wieku, śmiałą i nowoczesną, poszerzającą perspektywy rozwojowe wielu miejscowości powiatu mieleckiego leżących po drugiej stronie Wisłoki, zrobiono coś, co nie nadaje się nawet do ruchu pieszych, wydając setki, a może już miliony złotych (...).

Zrobiono inwestycję śmierdzącą niegospodarnością (...) Na miejscu Wójta miałbym zmartwienie, jak zapewnić tej konstrukcji byt do końca obecnej kadencji (...) Wójt zamiast zakończyć przydługawy okres kierowania gminną inwestycją, przy której chciałby stać na pomniku dla potomnych, ukoronował się laurem bylejakości (...).
Przykro mi, ale ludziom z takim myśleniem to tylko szukać miejsca w polityce, ponieważ w realnym świecie na chleb nie zarobią pieniędzy. Żal tylko, że to oni mają władzę. Warto jednak zapamiętać ich. Przyda się przy następnych wyborach.

Czytelnik
źródło - Gazeta Korso