Ppor. rezerwy Edward Indyk

Z ppor. rez. EDWARDEM INDYKIEM z Woli Mieleckiej Rozmowa nie tylko o wojennych przeżyciach

- Może zaczniemy od pytania podstawowego: czy jest Pan rodowitym mieszkańcem Woli Mieleckiej ?

Tak. Ja się tu w Woli Mieleckiej urodziłem, tu się wychowałem, tu mieszkam z małymi przerwami do dnia dzisiejszego. Moi rodzice też tu mieszkali. Ojciec - Mateusz Indyk pochodził ze Złotnik. Na początku XX wieku ożenił się z Marią z d. Sęk z Woli Mieleckiej. Było nas w domu dwanaścioro rodzeństwa, z tego dwoje zmarło w młodym wieku. Obecnie już nie żyje dwóch braci i dwie siostry. Proszę porównać: wówczas rodzice potrafili wychować tyle dzieci i dać im w miarę możliwości wykształcenie. A dzisiaj ? Młodzi nieraz z jednym dzieckiem mają moc problemów... Dodam, że nie było nam łatwo, gdyż ojciec zmarł w 1928 roku. Do szkoły powszechnej chodziłem w Woli Mieleckiej, do tej, która spaliła się w czasie działań frontowych 1944 roku i stała na tym samym placu co obecna. Pamiętam też budynek starej szkoły, obok zabudowań dworskich (która także została spalona w 1944 roku w czasie działań wojennych wraz z zabudowaniami dworskimi). Do pierwszej i drugiej klasy chodziło się po jednym roku, do trzeciej przez dwa lata, natomiast do czwartej klasy trzy lata. W sumie dawało to siedem lat nauki. Była to szkoła czteroklasowa, bo taka przed II wojną światową funkcjonowała w Woli Mieleckiej. Uczyli nas: Leon Sroka - kierownik szkoły, Michalina Gumińska (odeszła ze szkoły i wyjechała), Helena Merdko (po ślubie Kłos. Jej męża Niemcy wywieźli do Oświęcimia i tam zginął). Mieszkali oni na Woli Mieleckiej w prywatnym domu Anny Krawiec. Przed nadejściem frontu, w 1944 roku Leon Sroka wyjechał do rodziny w Bochni. Później wyjechał do Świdnicy. Helena Kłos przeniosła się do Oświęcimia, również do rodziny. Po ukończeniu czwartej klasy, dzięki pomocy brata Romana, wówczas profesora mieleckiego gimnazjum, udało mi się zdać do szóstej klasy w Mielcu, którą skończyłem w 1939 roku. Od grudnia 1940 roku dalej chodziłem w Mielcu do siódmej klasy. Nauka w Mielcu odbywała się w kilku miejscach. Pamiętam, że przez pewien czas uczyłem się w budynku przedwojennego gimnazjum (ul. Kilińskiego), trochę na ulicy Mickiewicza (budynek przed pawilonem handlowym „Ikar"), także w szkole „pod zegarem" obok kościoła. Przerzucali nas tak, bo okupant wykorzystywał budynki szkolne do różnych celów. Z nauczycieli uczących mnie w Mielcu pamiętam Władysława Wadowskiego, Władysława Jagiełkę i Władysława Micka. Dodam tu jeszcze, że na tym nauki nie zakończyłem. Otóż w okresie okupacji, przez dwa lata chodziłem do szkoły rolniczej w Woli Mieleckiej. Z tego co pamiętam, zajęcia prowadzono w szkole, odbywały się one przez trzy dni w tygodniu, w godzinach popołudniowych. Kierownikiem tej szkoły był Jarosz (?). Dojeżdżał z Mielca ( po wojnie, gdy wróciłem z wojska, spotkałem go w Mielcu). W szkole wykładał on sam. Chodziła tam młodzież nie tylko z Woli Mieleckiej, ale też i z okolicznych wsi, na przykład z Trzciany. Uczono nas podstawowych zasad gospodarki, m. in. jak uprawiać rolę, co siać, jak nawozić glebę.


ppor. rez. Edward Indyk 18.10.2006 r. /foto: Zbigniew Wicherski/


- Ale wróćmy do okresu przedwojennego. Co Pan pamięta z tamtych lat ?
Niewiele. Bardzo aktywne w Woli Mieleckiej było Stronnictwo Ludowe. Z działaczy pamiętam Antoniego Mazura. Angażował się czynnie w Ruchu Ludowym mój ojciec, także ówczesny sołtys Maciej Krzysztofik. Działała tu Kasa Stefczyka, we współpracy z Książnicami. Były karczmy żydowskie, jedna pod Rzędzianowicami, druga w kierunku Trzciany. Tam był także folwark Józefów. Obok dworu, po drugiej stronie drogi w kierunku na Podleszany, również mieszkali Żydzi.

- A wybuch II wojny światowej ?
Drogą z Radomyśla Wielkiego w kierunku na Mielec codziennie przesuwały się masy wojska i uciekinierów z innych części Polski. Ponieważ mieszkaliśmy z dala od tej drogi, więc niewiele mogę powiedzieć co się działo w tamtej części wsi. Wiem, że przed wejściem Niemców, chłopi koło kępy nad Wisłoka złapali niemieckiego szpiega. Miał mapy terenu z zaznaczonymi zakładami lotniczymi w Mielcu, mostem na Wisłoce, drogami i lotniskiem. Był to podobno inżynier, który wcześniej pracował w Mielcu w PZL WP Nr 2. Przekazano go wojsku. W 1939 roku nie wiem czy ktoś chronił most na Wisłoce, ale jak przeszły ostatnie polskie oddziały wojskowe uszkodzono ten most, zwłaszcza część nad samą wodą.
A był to most solidny, z dębowych bali. Niemcy weszli do wsi od strony południowej, drogą z Radomyśla Wielkiego. Nawet pamiętam jak zajechała do nas na podwórko cała kolumna pojazdów niemieckich. Niemcy wówczas zachowywali się przyzwoicie, byli uprzejmi i nie wykazywali agresywności. Dopiero później zaczęły się coraz cięższe dni okupacyjnej rzeczywistości. Trzeba było oddawać okupantowi obowiązkowe dostawy. Odwoziliśmy z bratem na przykład zboże do budynku w którym przed wojną było gimnazjum (na u

licy Kilińskiego), gdzie sypało się je do klas. Żyto osobno, pszenica osobno itd. Na roboty przymusowe Niemcy organizowali łapanki, także i na Woli Mieleckiej . Również do sołtysa przychodziły zawiadomienia dla osób wytypowanych do wyjazdu, także i ja takie dostałem, ale jakoś się od tego wyjazdu wykręciłem. Niemniej kilka osób zostało wywiezionych do III Rzeszy. Zagadkowa była w czasie okupacji rola Koziary - zarządcy majątku b. Ossolineum. Był bardzo blisko związany z Niemcami. Ale starał się też pomagać ludziom w chwilach zagrożenia, mogę tu podać przykład Tadeusza Karwackiego, któremu pomógł wydostać się z niemieckiego więzienia. Różne są zdania o nim. Natomiast nic nie słyszałem na temat jego powiązań z ruchem oporu. Być może z nim współpracował, ale nie wiem o tym. Dodam, że sam nie działałem w ruchu oporu. A

le trochę wiem o jego poczynaniach w Woli Mieleckiej i okolicy, bo mój szwagier - Walenty Wiech z Podleszan, który należał do AK, został zabrany przez mieleckie gestapo w maju 1943 roku, a w rok później zawiadomiono rodzinę, że nie żyje. W jakich okolicznościach ? Nic nie wiadomo... Wiedziałem, że szwagier u nas przetrzymywał m. in. karabin z 1939 roku, amunicję i granat obronny. Jak go Niemcy zabrali, to po to wszystko przeszedł łącznik, którego znałem. Nazywał się Władysław Kowalczyk z Rydzowa. Dużo słyszałem o różnych, niesamowitych wyczynach Kazimierza. Zoli. Był on powiązany z „Jędrusiami". Po wojnie represjonowany przez UB, siedział w więzieniu. Zmarł niedawno gdzieś w zachodniej części Polski. Ja go tylko raz widziałem w okresie okupacji, na motorze, w niemieckim mundurze, jak jechał wałem Wisłoki w kierunku Rzędzianowic. Wspomniał Pan o Zimmermannie, że to przed nim na Woli Mieleckiej ukrywał się dobrze mi znany nauczyciel, dyrektor Szkoły Muzycznej w Mielcu Andrzej Wilczyński. Z Woli Mieleckiej na procesie (po wojnie) Rudolfa Zimmermanna w Berlinie był jako świadek Stanisław Rzepka. Dodam, że Zimmermann w jesieni 1939 roku zatrzymał w Woli Mieleckiej porucznika Wojska Polskiego Jana Bąka, któremu udało się szczęśliwie powrócić do rodzinnego domu po zakończeniu walk. Jechał on samochodem do Mielca, a Bąk wchodził właśnie do domu. Zauważył go, poznał, wyskoczył z samochodu i zatrzymał. Później trafił Bąk do obozu jenieckiego dla oficerów WP. Po wojnie przedostał się do Anglii, ożenił się tam i wyjechał następnie do Ameryki. Nie żyje już. Co w tym istotnego ? Otóż obaj: Rudolf Zimmermann i Jan Bąk chodzili razem przed wojną do mieleckiego gimnazjum, byli kolegami ze szkolnej ławy.

- Co jeszcze pamięta Pan z lat wojennych ?

Przede wszystkim przez cały okres okupacji w Woli Mieleckiej i najbliższej okolicy pełno było różnych niemieckich formacji wojskowych, w których służyli również m. in. Ukraińcy. Niemcy potworzyli, wykorzystując chłopskie stodoły, różnego rodzaju magazyny. Na przykład u mnie w stodole, u Karwackiego itd. Co w nich przechowywali? Różności, przede wszystkim mundury, bi

eliznę żołnierską, broń i trochę amunicji. W piątkowskim lesie okupant zgromadził prawdopodobnie olbrzymią ilość różnego uzbrojenia i amunicji. Tam mieszkańcy okolicznych wsi nie mieli wstępu. .W przysiółku Wymysłów stały baraki, w których mieszkali Niemcy, również mieszkali w leśniczówce, a ponadto dochodzili tam Niemcy mieszkający w Woli Mieleckiej. Zrozumiałe więc, że ruch oporu miał chęć dobrania się do tego wszystkiego. Raz, w czasie takiej partyzanckiej akcji, zginęło chyba dwóch żołnierzy niemieckich, a partyzanci wycofali się w kierunku Trzciany. Coś zabrali z tych magazynów i wywieźli furman¬kami. Poza tym słyszałem, że Kazimierz Zola i „Jędrusie" też coś tu z tych magazynów „podbierali". Po wspomnianym napadzie partyzanckim Niemcy się wściekali, chcieli spacyfikować i spalić Wolę Mielecką, zwłaszcza w odwecie za śmierć żołnierzy. Mieszkańcom Woli Mieleckiej, znającym język niemiecki, udało się przekonać ich, że mieszkańcy wsi nie mieli z napadem nic wspólnego. Ale ponieważ do Mielca zbliżali się już Rosjanie, wówczas Niemcy chcieli spalić za¬budowania wraz z magazynami. Ulegli prośbom mieszkań¬ców, wywieźli to wszystko na łąkę niedaleko zabudowań dworskich i tam spalili.

-   Ze wspomnień wiadomo, że toczyły się tu dość ciężkie walki frontowe ?
Tak, ale myśmy byli ukryci w piwnicach, bo wokół trwał ostrzał, pełno było żołnierzy niemieckich. Rosjanie nacierali na Wolę Mielecką przez pola od strony Rzędzianowic. Nie od Mielca, wyzwolonego 6 sierpnia 1944 roku. Rosjanie po zajęciu części wsi, zmusili nas do chwilowego opuszczenia zabudowań we wrześniu 1944 roku. Twierdzili, że tu będzie przebiegać linia walk frontowych. Zresztą wiele na to wskazywało, gdyż Niemcy umocnili się w zabudowaniach dworskich i w okolicach Piątkowca, zaciekle bronili się, zanosiło się, że walki tu będą trwać dość długo. Rosjanie po uporczywych walkach przełamali jednak opór i linia frontu odsunęła się od Woli Mieleckiej. Niemniej straty we wsi były duże, gdyż zniszczeniu uległo wiele zabudowań, m. in. chłopskich i całkowicie zabudowania dworskie. Przez Rzędzianowice, Wisłokę udaliśmy się do Złotnik, gdzie początkowo mieszkaliśmy około tygodnia. Później Rosjanie wysiedlili całą ludność z Woli Mieleckiej i wsi przyfrontowych, znów moja rodzina udała się do Złotnik. Przebywała tam do stycznia 1945 roku, kiedy to Rosjanie ruszyli do przodu.

Tam też, w jesieni 1944 roku, w wyniku poboru, wstąpiłem do wojska. Poszło nas z Woli Mieleckiej wielu, m. in. Czesław Węgrzyn, Franciszek Węgrzyn (zginął w Boberg), Bratek, Walenty Wnuk, Stanisław Fronc, Tadeusz Fioł, Tadeusz Bystrowski, Jan Krzysztofik, Edward Padykuła (zginął w lesie pod Schopsdorf).

-   Gdzie Pan trafił do wojska ?
Do Rzeszowa. Tam formowała się 10 dywizja piechoty II Armii Wojska Polskiego. Znalazłem się w jej drugim bata¬lionie 27 pułku. Jak ruszyła ofensywa styczniowa Armii Radzieckiej 1945 roku, to wówczas skierowano nas do Krakowa. Szliśmy praktycznie za frontem. Później trafiliśmy na Śląsk, do Chorzowa. Następnie partiami, całą dywizję wywieziono pod Wał Pomorski. Wyładowywaliśmy się w Krzyżu, poszliśmy w kierunku Gorzowa Wielkopolskiego. Zmiana. Skierowano nas pod Wrocław. Przemieszczaliśmy

się głównie nocami. Spod Wrocławia ruszyliśmy nad Nysę Łużycką. Tam weszliśmy do walki. 16 kwietnia 1945 roku forsowaliśmy Nysę Łużycką i atakowaliśmy w kierunku na Drezno. Wobec zagrożenia, jakie zaczęło stwarzać duże ugrupowanie wojsk niemieckich zmierzające z Czech na pomoc wojskom niemieckim broniącym Berlin, rozkazano nam atakować na południe. Dodam, że wówczas Rosjanie i nasza I Armia toczyły ciężkie boje w Berlinie i okolicach. Poprzez Sudety doszliśmy pod Pragę w Czechach. Tam, w Mielniku, zastała nas kapitulacja wojsk niemieckich i koniec wojny. Wspominając walki frontowe, najcięższe to chyba było forsowanie Nysy Łużyckiej. Wpław, pod ostrzałem wroga. Saperzy próbowali zbudować most, ale Niemcy ogniem armatnim zniszczyli go. Wokół pełno było trupów. Później, gdy doszliśmy do rzeki Szprewy, też doszło do bardzo ciężkich walk. Pamiętam jak jedna ze wsi trzykrotnie przechodziła z rąk do rąk. A ilu tam poległo... Jak okiem sięgnąć leżały trupy naszych żołnierzy i Niemców. Z przerażeniem wspominam tamten okres, miałem wówczas dwadzieścia lat, a wśród trupów pełno było żołnierzy w moim wieku. Okrutna była ta wojna... Po kapitulacji Niemiec wycofano nas do Polski nad zachodnią granicę, w okolice Jeleniej Góry i Szklarskiej Poręby. Następnie przesunięto nas na Dolny Śląsk, cały czas blisko granicy. Z wojska do cywila zostałem zwolniony 8 marca 1947 roku.

- Powrócił Pan do domu rodzinnego w Woli Mieleckiej ?
Tak. Ożeniłem się i podjąłem się prowadzenia gospodarstwa rolnego. Mam czworo dzieci (trzech synów i jedną córkę). Pola, jak na tutejsze warunki, nie miałem dużo, około 5 ha. Nigdzie poza rolnictwem nie pracowałem. Z dochodów pracy na roli wybudowałem nowe budynki i zakupiłem nie¬zbędny sprzęt. A dzisiaj ? Lepiej nie mówić, bo widzi Pan co się z naszym rolnictwem wyprawia... Nie należałem też do żadnej partii politycznej. Spokojnie sobie gospodarowałem, nie angażując się. Jedynie należałem i nadal należę do organizacji kombatanckich.

- Jak Pan ocenia powojenne przemiany we wsi i życie społeczne ?
Po powrocie z wojska pamiętam, że dość aktywny był w Woli Mieleckiej Ruch Ludowy. Działało jeszcze PSL; Bardzo czynna była Ochotnicza Straż Pożarna. Funkcjonowały inne organizacje społeczne, kółko rolnicze itp. Poza tym z czasem Wola Mielecka zmieniała się, bo mieszkańcy mając pieniądze budowali nowe domy, zabudowania gospodarcze, kupowali sprzęt rolniczy usprawniający pracę na roli, samochody osobowe.

Rozbudowała się więc ta Wola Mielecka we wszystkich kierunkach, no i jak Pan widzi nadal się coś tam buduje, to dom prywatny, to sklep taki czy inny, to jakiś zakład produkcyjny czy usługowy.

Rozmawiał Jacek Krzysztofik (2000r.)