Ochalik Władysław, Nie mam nic na sumieniu

Prokuratura interesuje się wójtem

Od dłuższego czasu nad Władysławem Ochalikiem, wójtem gminy wiejskiej Mielec, gromadzą się czarne chmury.

A to Rada Gminy rozpatruje skargi na działalność włodarza, a to kontrole prowadzi Najwyższa Izba Kontroli, to znów dokumenty sprawdza Regionalna Izba Obrachunkowa, a postępowanie sprawdzające w sprawie niegospodarności wójta i pracowników Urzędu Gminy prowadzi Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej. Na dokładkę mieszkańcy gminy złorzeczą na wójta i piszą niepochlebne listy do mediów i prokuratury. Władysław Ochalik uważa się za niewinnego i mówi, że nie ma nic na sumieniu. Czas pokaże czy z tej dużej chmury będzie ulewa, czy też nawet nie pokropi.


Jednym z poruszanych wątków przez prokuraturę jest budowa kładki

Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej prowadzi postępowanie sprawdzające w sprawie niegospodarności wójta Ochalika i innych pracowników Urzędu Gminy w Mielcu. Obecnie jest ono zawieszone, gdyż prokurator czeka na opinię biegłego z zakresu nadzoru budowlanego.

Kładka, przetargi, działki
- Sprawa dotyczy lat 2005-2006 i jest bardzo zawiła ze względu na swą wielowątkowość – informuje prokurator Irena Mazurkiewicz – Kondrat, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. - Ogólnie chodzi o niewłaściwe gospodarowanie finansami gminy przez wójta. W sprawie pojawia się między innymi wątek kładki na Wisłoce łączącej Mielec z Podleszanami, nieprawidłowości przy przetargach i dzierżawie działek – dodaje.
Do kolbuszowskiej prokuratury podsyłane są w dalszym ciągu nowe tematy, które mają świadczyć o niegospodarności włodarza. Problem w tym, że dane osobowe widniejące w podpisach pod pismami nijak mają się z rzeczywistością. To przedłuża i komplikuje postępowanie. Prokurator musi zajmować się tymi pismami, a później okazuje się, że są to anonimy. - Prokurator prowadzący postępowanie planuje zakończyć je pod koniec obecnego roku – informuje rzecznik tarnobrzeskiej prokuratury.

Wójt: niepotwierdzone zarzuty
Władysław Ochalik nie sprawia wrażenia osoby, która przejmowałaby się zbytnio trwającym postępowaniem.
- Nie mam nic sobie do zarzucenia. Wszystkie sprawy były prowadzone zgodnie z literą prawa. Wszystko jest udokumentowane. Straszono mnie już Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, a w urzędzie mieliśmy już różne kontrole. Przez dwa miesiące dokumenty sprawdzał NIK-owiec, było RIO i żadnych zarzutów nie potwierdzono. Prokuratura też nie potwierdzi, bo nic nie mam na sumieniu – komentuje całą sprawę włodarz, który uważa, że pewne osoby szukają na niego „haków”. - Szukają sposobu na mnie i podsyłają prokuraturze różne wątki – dodaje.

Krzysztof Babiarz
Gazeta KORSO