Wiersze

Gazda Marcin, "Na ludową nutę"




Hej, moja wioska…

Hej, moja wioska Wola Mielecka,
ja tutaj mieszam, kocham ją od dziecka.
Bo tu wszyscy ludzie się znają,
zawsze mile gości witają.
Hej, zapraszamy i Was.

Hej, tu w podkarpackim nad rzeką Wisłoką,
Wola Mielecka ciągnie się szeroko.
Mamy tutaj domów wiele,
wciąż marzymy o kościele.
Hej, kaplice mamy już.

Hej, nasza wioska tradycje podtrzymuje,
w gminnych dożynkach chętnie występuje.
Wieniec żniwny zawsze pleciony
do kościoła jest niesiony.
Hej, z najpiękniejszych zbóż.


Hej, wedle zwyczaju w każdym roku nowym
jest Dzień Seniora w Domu Ludowym.
Koło gospodyń tu nie próżnuje,
opłatek dla najstarszych zawsze przygotowuje.
Hej, miło tu u nas jest.

Hej, szkoła nasza, imienia Ossolińskiego,
który tu mieszkał i zrobił wiele dobrego.
Hołd oddając jego pamięci,
dzień Józefiady i Ossoliniady się święci.
Hej, to już jest tradycja szkoły.

Hej, zespół ludowy także już mamy,
swoja gazetę „Wolomielczanin” czytamy.
Dzieci Boże Narodzenie nam umilają,
piękne jasełka co roku wystawiają.
Hej, wesoło płynie nam czas.

Hej, z góry, z góry wszystkim dziękujemy,
za dobre serca, kwiaty niesiemy.
Za tradycje podtrzymywane
oraz prace z tym związane.
Hej, dla dobra naszej wioski.

Kwiecień 2008r.

Bernat Barbara, Konkurs "Na ludowa nutę"



„ Myśli poety mijającego dwa razy dziennie krzyż na Woli Mieleckiej, będący swoistym fundamentem nowej parafii"


Oto światłość niestrudzonej pracy

To tu — mijasz Go codziennie,
choć nawet
o tym nie wiesz.
To tu - przechodzisz obok Świadka,
choć nawet nie wiesz,
co dokonało się za Jego przyczyną.

(„I przymusili przechodzącego niejakiego Szymona Cyrenejczyka, idącego z pola, ojca Aleksandra i Rufa, aby niósł krzyż jego...")
(Mk 15,21)

Jakby na Znak Przymierza stoi tu Krucyfiks - symbol:
- Cudu
- Odkupienia
- Śmierci
- Powrotu.
A teraz: Nowego Kościoła.

Przechodniu:
Zatrzymaj się i pomyśl chwilę!
Nie bądź strudzonym pielgrzymem.
Każdy dźwiga krzyż samotnie, i na Twojej drodze
też znajdzie się Weronika.

Tres vidit et unum adoravit*

*Trzech zobaczył, ale jednego uwielbił.


Wola Mielecka 23.02.2007


Tu jest moje miejsce , tu jest mój dom

Ogień cichutko narodził się w kominku. Spokojnie i w moim domu nastała pani Jutrzenka. Słońce, które teraz podczas letniej pory nabrało mocy, swoimi promieniami zmieniło kolor sypialni. W jadalni zapach kwiatów zmieszany z wonią świeżo zaparzonej kawy obudził we mnie radość życia, niezdefiniowaną ochotę do działania. Imbryk również już nie spał, tak jak dziadek do orzechów i stare, średniowieczne chyba krzesiwo. Tylko kredens i świece-jeszcze trochę jakby trwając w lekkiej hibernacji, nie dały po sobie poznać tego, że świt nastał już godzinę temu. Zaczekają do wieczornej pory. Magiczny dom...

Mieszkam w nim sama, choć często wydawało mi się, że mam współlokatorkę- była nią Cisza, a chcąc lepiej sprecyzować jej imię- Samotność. Jednak jej obecność nie dała się odczuwać zbyt często z powodu magii, jaką emanował mój dom oraz miejsca, w jakim został zbudowany. Było to na Woli Mieleckiej, miejscowości, której początki sięgają aż XIV wieku, czasu, kiedy to o te ziemie zabiegali sami kasztelanowie. Wydawałoby się, że jest to zwykłe niewyszukane miejsce, jednak nic bardziej mylnego. Wystarczy choć na chwilę zatrzymać się na Woli, aby dostrzec jej ukrytą magię, piękno, specyfikę oraz nietuzinkowość, a przy okazji zrozumieć mnie oraz powody, dla których uważam ją za cudowne miejsce.

Po pierwsze: świt, który tutaj jest zawsze bardzo bliski. Taki dzięki niemu panuje spokój,,, Czyste jego przeźrocza stopniowo okalają las, łąki, koryto rzeki, pola uprawne, doliny, pagórki i wszystkie domostwa. Delikatnie i niewidocznie otwierają one niewidzialne oczy niedostrzegalnym dla ludzi przedmiotom. Widzi to tylko idealista...a taki właśnie jest świt. Niezwyciężony, od setek lat wita dzień ze swoją siostrą- różanopalcą Eos- boginią jutrzni, która pojawia się wśród oceanu nieba na swym rydwanie, ubrana w szaty koloru szafranowego. Cudowne zjawisko.

Po drugie: niezdefiniowany dotąd kolor tutejszego nieba- rankiem złoty, miedziany, pomarańczowy, później przechodzący w błękity, lazury, topazy, turkusy, przebity często jasną bielą Cumulusów, pod wieczór i noc zabarwiony na indygo, granat i czerń.

To właśnie noc jest trzecim powodem, dla którego chcę tu zostać, i jej czar, rzucający przez sen na moje zmęczone powieki. A Nyks - bogini nocy - przejeżdżając na rydwanie wśród gwiazd, siała ciemność; otchłań pozostawiona pod osłoną nocy jest jak boska źrenica. Gwiazdy, tworząc swoistą atmosferę, dzięki sekretowi i tajemnicy swojego istnienia, przynoszą kojący i spokojny sen.

Po czwarte: wiatr, a czasem wietrzyk. Po całym terenie Woli rozkładał swe skrzydła jak albatros, choć czasami pełen gniewu, kolejny raz radosny i spokojny. Jego pan Eol pozwalał mu na chwilę wolności: kołysanie drzewami, fale na łanach zbóż i łąk, a ja mogłam go czuć, mogłam go znać. Cudowne zjawisko.

Po piąte: łąki są kolejnym powodem - pola, jakich nie ma nigdzie indziej. Zieleń traw, ożywiona zieleń traw, jeszcze bardziej żywa zieleń traw i paleta kolorów, przeniesiona na kwiaty: maki — czerwień, chabry i szałwie — fiolet, kąkol i goździki — różowy, niezapominajki - błękit, koniczyna i rumian - biel, dziewanna i pięciorniki - żółć - głębokie, mocne barwy. Cud natury. A ich woń nie da się porównać do żadnego aromatu, zamkniętego we flakonikach drogich perfum. Łąki na Woli najpiękniejsze są rankiem, kiedy rosa delikatnie, niczym bryza ożywia wszystkie rośliny, dając im perlisto - mglisty nalot. Łuna bijąca od porannych łąk tworzy jedyny w swoim rodzaju wygląd - kolejny cud natury. Jeszcze większy czar panuje tu podczas wczesnego babiego lata — owinięte cienkimi jedwabnymi niteczkami kwiaty sąjakby z obrazu prawdziwego mistrza.

Po szóste: rzeka Wisłoka, biorąca źródła w Beskidzie Niskim. Nie wiem, czy widziałam kiedyś ładniejszą kotlinę. Dorzecze Wisłoki dopływu górnej Wisły, o powierzchni 4110 km2, właśnie na Woli, najpiękniej wkomponowała się, tworząc swoisty krajobraz, stanowiący raj dla natury — ptaków wodnych i dla wędkarzy. Sama często wędkuję, siedząc na kamienistym brzegu, wpatrując się w mgliste cienie drzew, łowię własne myśli. Cudowne miejsce.

Po siódme: Na Woli Mieleckiej od pewnego czasu jest miejsce szczególne -przeznaczone na budowę świątyni. Jest ono efektem pracy wielu mieszkańców i niestrudzonego księdza proboszcza Zbigniewa. Wspólnymi siłami zbudujemy tu Kościół, a raczej, już zbudowaliśmy - bo świątynia - to nie tylko budynek, ale parafianie, którzy go tworzą. To tu będziemy się modlić, szczególnie chwaląc Najświętsze Serce Jezusa. Nich do Nieba popłynie modlitwa o dalsze piękno naszej okolicy.

***

Czy teraz mnie rozumiesz? Czy potrafisz sobie wyobrazić, w jak pięknym miejscu mieszkam? Jeśli ciągle nie wierzysz, a słowa nie trafiły do twego serca, nie pozostaje Ci nic innego jak sprawdzić to przyjeżdżając na Wolę Mielecką.


Barbara Bernat ,    Wola Mielecka, dnia 22.02. 2007 r.


Pięciolinia ludowego krajobrazu

I znów słyszę szum zielonych drzew
muzyka ludowa tutejszych lasów.
Razem z nimi kołyszę się, słyszę śpiew
melodyjny i głuszę leśnych basów.

Czuję ludowy rytm morza złotych zbóż
i jaskrawego seledynu łąk. Ten dźwięk czysty
roztacza się dookoła, w powietrzu i wzdłuż
bystrego nurtu rzeki .Ton naturalny, uroczysty.

I błądzę z muzyką w takt trzy czwarte-
na parkiecie uśpionego spokojnego sioła.
Taniec ludowy prowadzi w otwarte
Odmęty, ich tajemnica wciąż mnie woła.

Tak tańczę z wiatrem wśród rosy poranku
gdy wschodzi pierwszy promień słońca.
A sielski aromat niepozornego tymianku
unosi się , przepaja dolinę bez końca.

I znów ten magiczny obraz- wciąż się zmienia
malowany przez kolory kwiatów i pogodę,
pod rydwanem nocy, gdy od niechcenia
szkicuję pamiątki dnia , jego urodę.

Percepcja myśli. Pod cieniem lichtarzy
tutejszego nieba, widzę ten ludowy kolaż.
To bliskie dzieła sztuki, a raz się zdarzy
by ujrzeć je samemu. Być jak malarz.

Więc maluję rzekę ludowym ornamentem-
jak delikatnie okala dolinę szklistymi łzami
i uspokaja swym błękitnym odmętem
mieszkańców, przyjezdnych –jest z nami.

Tak cudowna natura na Woli maluje
i nastraja szumem lasu , obrazem rzeki,
tańcem chmur na niebie. To ona buduje
spokojny sen dnia i brzasku lekkie powieki.


I tak zagrałam dla was ludową nutę. Nic
nie urzeknie cię bardziej niż przyroda
na Woli. Ten koncert to jedynie szkic,
który zakorzeniam w sobie od nowa.

To apogeum ludowej sztuki. Milknie
i chowa niezauważona swe pamiątki.
Twórzmy ją razem, bo kiedyś zniknie
i znikną z nią ludowe, ojczyste wątki.

Marzec 2008 r.      


 

Opowiadanie „Na pięciolinii ludowego krajobrazu Woli Mieleckiej"

Poczułam na sobie niepozorny dotyk szklącego się ciepłymi barwami Słońca. Tak delikatnie otuliło moją twarz swym budzącym się do życia promieniem, iż w jednej chwili zapomniałam o milczeniu białego śniegu wśród pól, łąk, domostw i drzew na Woli Mieleckiej. Zaczęłam oddychać powietrzem, w którym wciąż tliło się magiczne wspomnienie o upale lata, beztroskich godzinach osnutych nieprzeniknioną zielenią traw oraz naturalnością przejrzystych burz podczas przesilenia. Tak chciało mi się żyć: odpływały w niepamięć drgające kroplami smutku godziny szarych, pustych, jałowych dni; w najdalszych odmętach duszy benedyktyńsko chowałam gorycz samotności, smak bólu zadawanego tysiącem kłamliwych słów. Zapomniałam całe zło i krzywdy. Teraz dotykały mnie tylko ciche, bezszelestne promienie słońca, których moc zdawała się być niczym lekarstwo na spokojny letarg mieszkańców uśpionego sioła. Liczyłam białe obłoki na kobalcie nieba. Czy to naprawdę był ten odcień? Nie… Cały nieboskłon wyglądał jak paleta błękitów, lazuru i granatu, a kobalt był jedynie małą niezapominajką we wspaniałym bukiecie, otaczającym z lekkością narodziny świeżego słońca.

Wybiegłam na podwórze… Tak długo czekałam na tę upragnioną chwilę: zapach ożywionego wiosennym powiewem pola, zdyszanych kiełkowaniem jasnozielonych niepozornych traw, a przede wszystkim – muzyki na nowo zawitałych korowodów ptactwa. W ich radosnych dźwiękach, ciągle otoczonych z lekka myślą o dalekomorskich podróżach, słyszałam wyznanie prawdziwej miłości do tych zielonych łąk, gdzie rosa wczesnym brzaskiem przypomina pajęczynowaty ocean kropel, do tych lasów, gdzie w odmęcie labiryntu drzew znajduje się tak cenny skarb – cisza, do tej Wisłoki, która w takt łagodnego nurtu opowiada historie i legendy zasłyszane u podnóża gór, do tego miejsca – Woli Mieleckiej.

Tak chciałam pozbierać nawet najdrobniejsze koraliki szczęścia i poukładać jak mozaikę w jeden sen, wspaniały sen, taki, co osusza wszystkie łzy. Dla mnie niech przyniesie i zanuci go południowy wiatr – aromat wiosny, zapomnienia, spokoju. Niech na Woli Mieleckiej, która jest moją małą Ojczyzną, zawita nowe życie, budzące się również w sercach wszystkich mieszkańców.

Zaczęłam tańczyć w takt melodii granej przez kameralną, ludową orkiestrę natury. Tak spontanicznie wyczuwałam rytm tętniących narodzin wiosny, lecz nie był to mazurek, nie krakowiak, polonez, kujawiak czy oberek. To był taniec przepojony swymi ludowymi korzeniami do dna nut, kroków i gestów, Oddawał charyzmę najpiękniejszej pory roku i on właśnie, jako jedyny, towarzyszył rolnikom podczas siewów, kiedy to szli jak do najukochańszej matki, prosząc o urodzajny plon, jakże często owocujący w sercach miłością. To był trafny i adekwatny ludowy rytuał, dający nieoceniony początek wiośnie – nowemu życiu. Wiodła mnie prawdziwie skoczna melodia rytmicznie pulsującej ziemi- Ziemi Woli Mieleckiej.

Czułam szczęście, niezmącone żadnym bezsensownym brzemieniem; cieszyłam się, ze to właśnie Wola Mielecka, moja ukochana miejscowość, pozwoliła mi zakorzenić w sobie od nowa ludowe wątki życia, budzące się najpiękniejszą wiosną. To ona przekazuje Tobie wiadomość: „w ogromie przytłaczających, syzyfowych prac nad milionem przyziemnych spraw”, zauważ cud natury w swojej okolicy. Nie bój się tańczyć razem ze mną. Niech twoja dusza gra na zapomnianym ludowym instrumencie, który jest przecież tuż obok. Podziel się urokiem nieocenionej wiosny. I spiesz się… niedługo może być za późno.

Barbara Bernat, Wola Mielecka 247

Marzec 2008 r.

 

Bernat Barbara, Konkurs "Na ludowa nutę"



Tu jest moje miejsce , tu jest mój dom

Ogień cichutko narodził się w kominku. Spokojnie i w moim domu nastała pani Jutrzenka. Słońce, które teraz podczas letniej pory nabrało mocy, swoimi promieniami zmieniło kolor sypialni. W jadalni zapach kwiatów zmieszany z wonią świeżo zaparzonej kawy obudził we mnie radość życia, niezdefiniowaną ochotę do działania. Imbryk również już nie spał, tak jak dziadek do orzechów i stare, średniowieczne chyba krzesiwo. Tylko kredens i świece-jeszcze trochę jakby trwając w lekkiej hibernacji, nie dały po sobie poznać tego, że świt nastał już godzinę temu. Zaczekają do wieczornej pory. Magiczny dom...

Mieszkam w nim sama, choć często wydawało mi się, że mam współlokatorkę- była nią Cisza, a chcąc lepiej sprecyzować jej imię- Samotność. Jednak jej obecność nie dała się odczuwać zbyt często z powodu magii, jaką emanował mój dom oraz miejsca, w jakim został zbudowany. Było to na Woli Mieleckiej, miejscowości, której początki sięgają aż XIV wieku, czasu, kiedy to o te ziemie zabiegali sami kasztelanowie. Wydawałoby się, że jest to zwykłe niewyszukane miejsce, jednak nic bardziej mylnego. Wystarczy choć na chwilę zatrzymać się na Woli, aby dostrzec jej ukrytą magię, piękno, specyfikę oraz nietuzinkowość, a przy okazji zrozumieć mnie oraz powody, dla których uważam ją za cudowne miejsce.

Po pierwsze: świt, który tutaj jest zawsze bardzo bliski. Taki dzięki niemu panuje spokój,,, Czyste jego przeźrocza stopniowo okalają las, łąki, koryto rzeki, pola uprawne, doliny, pagórki i wszystkie domostwa. Delikatnie i niewidocznie otwierają one niewidzialne oczy niedostrzegalnym dla ludzi przedmiotom. Widzi to tylko idealista...a taki właśnie jest świt. Niezwyciężony, od setek lat wita dzień ze swoją siostrą- różanopalcą Eos- boginią jutrzni, która pojawia się wśród oceanu nieba na swym rydwanie, ubrana w szaty koloru szafranowego. Cudowne zjawisko.

Po drugie: niezdefiniowany dotąd kolor tutejszego nieba- rankiem złoty, miedziany, pomarańczowy, później przechodzący w błękity, lazury, topazy, turkusy, przebity często jasną bielą Cumulusów, pod wieczór i noc zabarwiony na indygo, granat i czerń.

To właśnie noc jest trzecim powodem, dla którego chcę tu zostać, i jej czar, rzucający przez sen na moje zmęczone powieki. A Nyks - bogini nocy - przejeżdżając na rydwanie wśród gwiazd, siała ciemność; otchłań pozostawiona pod osłoną nocy jest jak boska źrenica. Gwiazdy, tworząc swoistą atmosferę, dzięki sekretowi i tajemnicy swojego istnienia, przynoszą kojący i spokojny sen.

Po czwarte: wiatr, a czasem wietrzyk. Po całym terenie Woli rozkładał swe skrzydła jak albatros, choć czasami pełen gniewu, kolejny raz radosny i spokojny. Jego pan Eol pozwalał mu na chwilę wolności: kołysanie drzewami, fale na łanach zbóż i łąk, a ja mogłam go czuć, mogłam go znać. Cudowne zjawisko.

Po piąte: łąki są kolejnym powodem - pola, jakich nie ma nigdzie indziej. Zieleń traw, ożywiona zieleń traw, jeszcze bardziej żywa zieleń traw i paleta kolorów, przeniesiona na kwiaty: maki — czerwień, chabry i szałwie — fiolet, kąkol i goździki — różowy, niezapominajki - błękit, koniczyna i rumian - biel, dziewanna i pięciorniki - żółć - głębokie, mocne barwy. Cud natury. A ich woń nie da się porównać do żadnego aromatu, zamkniętego we flakonikach drogich perfum. Łąki na Woli najpiękniejsze są rankiem, kiedy rosa delikatnie, niczym bryza ożywia wszystkie rośliny, dając im perlisto - mglisty nalot. Łuna bijąca od porannych łąk tworzy jedyny w swoim rodzaju wygląd - kolejny cud natury. Jeszcze większy czar panuje tu podczas wczesnego babiego lata — owinięte cienkimi jedwabnymi niteczkami kwiaty sąjakby z obrazu prawdziwego mistrza.

Po szóste: rzeka Wisłoka, biorąca źródła w Beskidzie Niskim. Nie wiem, czy widziałam kiedyś ładniejszą kotlinę. Dorzecze Wisłoki dopływu górnej Wisły, o powierzchni 4110 km2, właśnie na Woli, najpiękniej wkomponowała się, tworząc swoisty krajobraz, stanowiący raj dla natury — ptaków wodnych i dla wędkarzy. Sama często wędkuję, siedząc na kamienistym brzegu, wpatrując się w mgliste cienie drzew, łowię własne myśli. Cudowne miejsce.

Po siódme: Na Woli Mieleckiej od pewnego czasu jest miejsce szczególne -przeznaczone na budowę świątyni. Jest ono efektem pracy wielu mieszkańców i niestrudzonego księdza proboszcza Zbigniewa. Wspólnymi siłami zbudujemy tu Kościół, a raczej, już zbudowaliśmy - bo świątynia - to nie tylko budynek, ale parafianie, którzy go tworzą. To tu będziemy się modlić, szczególnie chwaląc Najświętsze Serce Jezusa. Nich do Nieba popłynie modlitwa o dalsze piękno naszej okolicy.

***

Czy teraz mnie rozumiesz? Czy potrafisz sobie wyobrazić, w jak pięknym miejscu mieszkam? Jeśli ciągle nie wierzysz, a słowa nie trafiły do twego serca, nie pozostaje Ci nic innego jak sprawdzić to przyjeżdżając na Wolę Mielecką.

Barbara Bernat ,    Wola Mielecka ,dnia 22.02. 2007 r.


Pięciolinia ludowego krajobrazu

I znów słyszę szum zielonych drzew
muzyka ludowa tutejszych lasów.
Razem z nimi kołyszę się, słyszę śpiew
melodyjny i głuszę leśnych basów.

Czuję ludowy rytm morza złotych zbóż
i jaskrawego seledynu łąk. Ten dźwięk czysty
roztacza się dookoła, w powietrzu i wzdłuż
bystrego nurtu rzeki .Ton naturalny, uroczysty.

I błądzę z muzyką w takt trzy czwarte-
na parkiecie uśpionego spokojnego sioła.
Taniec ludowy prowadzi w otwarte
Odmęty, ich tajemnica wciąż mnie woła.

Tak tańczę z wiatrem wśród rosy poranku
gdy wschodzi pierwszy promień słońca.
A sielski aromat niepozornego tymianku
unosi się , przepaja dolinę bez końca.

I znów ten magiczny obraz- wciąż się zmienia
malowany przez kolory kwiatów i pogodę,
pod rydwanem nocy, gdy od niechcenia
szkicuję pamiątki dnia , jego urodę.

Percepcja myśli. Pod cieniem lichtarzy
tutejszego nieba, widzę ten ludowy kolaż.
To bliskie dzieła sztuki, a raz się zdarzy
by ujrzeć je samemu. Być jak malarz.

Więc maluję rzekę ludowym ornamentem-
jak delikatnie okala dolinę szklistymi łzami
i uspokaja swym błękitnym odmętem
mieszkańców, przyjezdnych –jest z nami.

Tak cudowna natura na Woli maluje
i nastraja szumem lasu , obrazem rzeki,
tańcem chmur na niebie. To ona buduje
spokojny sen dnia i brzasku lekkie powieki.


I tak zagrałam dla was ludową nutę. Nic
nie urzeknie cię bardziej niż przyroda
na Woli. Ten koncert to jedynie szkic,
który zakorzeniam w sobie od nowa.

To apogeum ludowej sztuki. Milknie
i chowa niezauważona swe pamiątki.
Twórzmy ją razem, bo kiedyś zniknie
i znikną z nią ludowe, ojczyste wątki.

Marzec 2008 r.      


 

Opowiadanie „Na pięciolinii ludowego krajobrazu Woli Mieleckiej"

Poczułam na sobie niepozorny dotyk szklącego się ciepłymi barwami Słońca. Tak delikatnie otuliło moją twarz swym budzącym się do życia promieniem, iż w jednej chwili zapomniałam o milczeniu białego śniegu wśród pól, łąk, domostw i drzew na Woli Mieleckiej. Zaczęłam oddychać powietrzem, w którym wciąż tliło się magiczne wspomnienie o upale lata, beztroskich godzinach osnutych nieprzeniknioną zielenią traw oraz naturalnością przejrzystych burz podczas przesilenia. Tak chciało mi się żyć: odpływały w niepamięć drgające kroplami smutku godziny szarych, pustych, jałowych dni; w najdalszych odmętach duszy benedyktyńsko chowałam gorycz samotności, smak bólu zadawanego tysiącem kłamliwych słów. Zapomniałam całe zło i krzywdy. Teraz dotykały mnie tylko ciche, bezszelestne promienie słońca, których moc zdawała się być niczym lekarstwo na spokojny letarg mieszkańców uśpionego sioła. Liczyłam białe obłoki na kobalcie nieba. Czy to naprawdę był ten odcień? Nie… Cały nieboskłon wyglądał jak paleta błękitów, lazuru i granatu, a kobalt był jedynie małą niezapominajką we wspaniałym bukiecie, otaczającym z lekkością narodziny świeżego słońca.

Wybiegłam na podwórze… Tak długo czekałam na tę upragnioną chwilę: zapach ożywionego wiosennym powiewem pola, zdyszanych kiełkowaniem jasnozielonych niepozornych traw, a przede wszystkim – muzyki na nowo zawitałych korowodów ptactwa. W ich radosnych dźwiękach, ciągle otoczonych z lekka myślą o dalekomorskich podróżach, słyszałam wyznanie prawdziwej miłości do tych zielonych łąk, gdzie rosa wczesnym brzaskiem przypomina pajęczynowaty ocean kropel, do tych lasów, gdzie w odmęcie labiryntu drzew znajduje się tak cenny skarb – cisza, do tej Wisłoki, która w takt łagodnego nurtu opowiada historie i legendy zasłyszane u podnóża gór, do tego miejsca – Woli Mieleckiej.

Tak chciałam pozbierać nawet najdrobniejsze koraliki szczęścia i poukładać jak mozaikę w jeden sen, wspaniały sen, taki, co osusza wszystkie łzy. Dla mnie niech przyniesie i zanuci go południowy wiatr – aromat wiosny, zapomnienia, spokoju. Niech na Woli Mieleckiej, która jest moją małą Ojczyzną, zawita nowe życie, budzące się również w sercach wszystkich mieszkańców.

Zaczęłam tańczyć w takt melodii granej przez kameralną, ludową orkiestrę natury. Tak spontanicznie wyczuwałam rytm tętniących narodzin wiosny, lecz nie był to mazurek, nie krakowiak, polonez, kujawiak czy oberek. To był taniec przepojony swymi ludowymi korzeniami do dna nut, kroków i gestów, Oddawał charyzmę najpiękniejszej pory roku i on właśnie, jako jedyny, towarzyszył rolnikom podczas siewów, kiedy to szli jak do najukochańszej matki, prosząc o urodzajny plon, jakże często owocujący w sercach miłością. To był trafny i adekwatny ludowy rytuał, dający nieoceniony początek wiośnie – nowemu życiu. Wiodła mnie prawdziwie skoczna melodia rytmicznie pulsującej ziemi- Ziemi Woli Mieleckiej.

Czułam szczęście, niezmącone żadnym bezsensownym brzemieniem; cieszyłam się, ze to właśnie Wola Mielecka, moja ukochana miejscowość, pozwoliła mi zakorzenić w sobie od nowa ludowe wątki życia, budzące się najpiękniejszą wiosną. To ona przekazuje Tobie wiadomość: „w ogromie przytłaczających, syzyfowych prac nad milionem przyziemnych spraw”, zauważ cud natury w swojej okolicy. Nie bój się tańczyć razem ze mną. Niech twoja dusza gra na zapomnianym ludowym instrumencie, który jest przecież tuż obok. Podziel się urokiem nieocenionej wiosny. I spiesz się… niedługo może być za późno.

Barbara Bernat, Wola Mielecka 247

Marzec 2008 r.

 

Gazda Marcin, "Ziemia rodzinna"



Moja mała ojczyzna…


Polska to kraj mój ojczysty
gdzie Odra i Wisła nurt swój toczą bystry.
Ziemia ta wiele pokoleń wykarmiła,
dla milionów rodaków ostoją była.
Z nią wiązał swe nadzieje Kopernik, Moniuszko,
Jan Paweł II i ksiądz Jerzy Popiełuszko.

Lista byłaby długa gdybym tak wymienił,
kto tę ziemię miłował, ponad wszystko cenił.
Kraj ten bardzo bliski jest i sercu memu,
lecz więcej przywiązania poświęcam zakątkowi innemu.
To wioska ma rodzinna gdzie mieszkam od dziecka,
położona nad Wisłoką droga mi Wola Mielecka.

Tu wszystko takie inne, inaczej się toczy,
jakoś tak radośnie dzień za dniem wciąż kroczy.
Uwielbiam wiosenne, pełne blasku poranki,
witające mnie śmiało w oknie zza firanki.
Tak przyjazne jest dla ucha tu ptaków ćwierkanie,
a w majowe wieczory żab w stawie kumkanie.

W Woli Mieleckiej mamy szkołę imieniem Ossolińskiego,
sławnego bibliofila, ziemi tej przodka wielkiego.
Codziennie na Mszę Świętą bicie dzwonu nas woła,
a ksiądz proboszcz dobrym słowem zaprasza do kościoła.
Na stadionie sportowym w piłkę można pograć,
A w sklepie „Delikatesy Centrum” towar sobie dobrać.

Wszystkim dla mnie dziś jest wioska ma rodzinna,
nie zastąpi mi jej żadna okolica inna.
Gdy kiedyś los tak sprawi i stąd wyemigruję,
zawsze kiedy tu będę, ze czcią ziemie ucałuję .
Kto tu mieszka z szacunkiem mi to przyzna,
Że Wola Mielecka to nasza mała ojczyzna!


Marcin Gazda   28.06.2010

Kusek Maria, konkurs "Ziemia rodzinna""



BOHATERKA Z CZASÓW WOJNY


Moje życie rozpoczęło się dzięki cichej bohaterce – mieszkance Woli Mieleckiej – położnej, której dziś nie ma już wśród nas. Nie znam jej nazwiska ani imienia, nawet nie mogę wskazać, gdzie dawniej stał jej dom. Wiem z dawnych opowiadań rodziców, że był to dom drewniany, bielony na biało, z jakimś świątkiem obok niego.

Było to 66 lat temu, a położna mogła mieć wtedy około 50 lat. Był 4 sierpień 1944 r. – to data moich narodzin – to właśnie w tę noc działań wojennych chciałam powitać ten świat, jakby było mi bardzo pilno zobaczyć wojnę i cały ten koszmar na świecie, ale cóż tego nie można było zmienić.

Miało być dobrze, ale nie było. Ani wiejska babka, ani sąsiadki nie umiały pomóc mojej matce. Wszystkie orzekły, że potrzebna jest dobra położna, inaczej nie będzie ani matki, ani dziecka.

Była to straszna wojenna noc – wojska niemieckie cofały się, a rosyjskie nadciągały. Kto mógł, krył się w okopach czy piwnicach, by przetrwać jakoś ten trudny czas. Cała wioska była pod obstrzałem z obu stron. Wyjechać furmanką nie można było, bo każdy ruchomy punkt był ostrzelany przez samoloty.

Po ratunek ojciec wybrał się piechotą do Woli Mieleckiej, pod osłoną drzew przydrożnymi rowami, krył się i szedł uparcie dalej. Droga była daleka, bo rodzice mieszkali w Dąbrówce Osuchowskiej (przed wojną Dąbrówka należała do wsi Kawęczyn). Jakoś udało mu się dotrzeć do Woli Mieleckiej, odszukać dyplomowaną położną i prosić o pomoc. Ona stanęła w progu, popatrzyła na niebo jasne od łun pożarów i błysków wystrzałów kul armatnich. Chwilę się zastanawiała, a potem powiedziała:  -„ W imię Boga – przysięgałam ratować ludzkie życie”

Przyszła, pomogła matce i mnie, a potem pod osłoną nocy i drzew, przemykając od domu do domu wróciła do siebie.

Rankiem atak się nasilił i ojciec przeniósł mnie, matkę i moją czteroletnią siostrę do schronu wykopanego w ziemi, zakrytego gałęziami. Trzeba się było kryć w obawie przed cofającymi się Niemcami. Deszcz padał cały dzień, a potem nadeszli Rosjanie i zajęli się ludnością potrzebującą pomocy. Rosyjski lekarz pomógł wszystkim małym dzieciom i  mnie też.

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Jestem tego żywym dowodem.

Maria Kusek

Wola Mielecka w wierszu i opowiadaniach - II edycja konkursu poetyckiego pt. „Na ludową nutę”


Organizatorzy:
• Zbigniew Wicherski
• Media Podkarpackie
• Zespół Szkół w Woli Mieleckiej
• SOKiS Chorzelów

Cele konkursu:
- promocja Woli Mieleckiej
- odkrywanie i wspieranie talentów literackich
- zwiększenie aktywności różnych środowisk twórczych
- popularyzacja kultury ludowej we wszystkich jej aspektach.
- prezentacja prac na stronach internetowych oraz w mediach.

Zasady uczestnictwa:
- konkurs ma charakter otwarty
- treść wiersza musi być zgodna z tematem konkursu , czyli powinna być o tematyce ludowej z motywem Woli
- warunkiem uczestnictwa w konkursie jest przysłanie: wierszy, opowiadań, informacji o uczestniku
(imię i nazwisko, adresu, numer telefonu , adresu e-mail).
- wiersze nie publikowane wcześniej

Nagrody i wyróżnienia:
- zostaną przyznane wyróżnienia i dyplomy
- wiersze będą publikowane w lokalnych mediach i na stronach internetowych.

Postanowienia końcowe:
- prace należy składać do 15 kwietnia 2008 r. na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
dopisek Wola Mielecka w wierszu i opowiadaniach " Na ludową nutę "
- przystępując do konkursu uczestnik zobowiązuje się do przestrzegania regulaminu.
- prace zgłoszone po terminie lub niezgodne z tematem konkursu nie będą rozpatrywane
- uczestnicy wyrażają zgodę na opublikowanie swoich prac.
- organizator nie zwraca prac nadesłanych na konkurs
- organizatorzy zastrzegają sobie prawo do nieodpłatnej publikacji nagrodzonych i wyróżnionych wierszy na łamach
prasy lokalnej i na stronach internetowych.
- najciekawsze wiersze zostaną zgłoszone na Ogólnopolski Konkurs Kultury Ludowej.
- wyniki konkursu zostaną ogłoszone w mediach lokalnych i na stronie www.wolamielecka.pl


SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO UDZIAŁU W KONKURSIE !!!
Wszystkich , którzy piszą wiersze lub opowiadania zachęcamy do udziału w konkursie

Komisarz konkursu :
Zbigniew Wicherski
tel. 0175812232, kom. 503335615
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.wolamielecka.pl
www.tmzm.mielec.pl
www.slowo.ovh.org

15 czerwca 2008 roku zakończyła się druga edycja konkursu "Wola Mielecka w Wierszu i opowiadaniach" pt. "Na ludową nutę"

Na konkurs swoje prace przysłali:
Bernat Barbara - wiersz : „Pięciolinia ludowego krajobrazu”
- opowiadanie „Na pięciolinii ludowego krajobrazu Woli Mieleckiej”
Bernat Maria - wiersz : „Ludowa nadzieja”
Gazda Marcin -wiersz „Hej, moja wioska”
Tadeusz Wywrocki - wiersz „Mielec przy Woli”

Uczestnicy konkursu otrzymali dyplomy, kubki, oraz nagrody książkowe.