Historia

Ratujmy historię

Ziemia mielecka, w tym okolice Woli Mieleckiej, pokryte są  kapliczkami ku czci Matki Bożej oraz przydrożnymi krzyżami.Stanowią one wspaniały dowód głębokiej pobożności naszych przodków. Częstokroć były one niemymi świadkami bardzo interesujących wydarzeń w naszych dziejach. Niektóre z nich otoczone troskliwą opieką wrażliwych ludzi, zachowały się do dziś w formie prawie nie zmienionej od lat. Inne niestety mocno dotknął już „ząb czasu".Wszystkie warte są naszej pamięci ,wszystkie winny być otoczone opieką i zachowane dla przyszłych pokoleń.

Należą one nie tylko do folkloru, nie tylko stanowią ozdobę polskiego krajobrazu i odbicie twórczego ducha oraz artystycznych naszego ludu, ale przede wszystkim są wyrazem wiary minionych pokoleń. Są to - jak ktoś pięknie powiedział - modlitwy ludu wiernego rzezane w drzewie, kute w kamieniu lub przelane na płótno czy papier. Gdyby mogły przemówić te kamienne, omszałe figury czy najróżniejszych typów i kształtów krzyże i kapliczki oraz wiodące do nich wydeptane wśród łąk czy pól ścieżki, gdybyśmy mogli wsłuchać się w pogłosy przeszłości, to musielibyśmy dojść do stwierdzenia, że glebę, słońce i klimat dla zjawiska, które nazywamy "przydrożne kapliczki" stanowiły: wewnętrzne życie ludu, jego pragnienia i wierzenia, jego zarówno konkretne potrzeby dnia powszedniego jak i troska o ludzkie dusze oraz ich zbawienie, że źródłem bytu naszych "przydrożnych kapliczek" oraz zasadniczym powodem ich istnienia były potrzeby duchowe człowieka, jego codzienne troski i jego przeżycia. Te tysiące obiektów kultu przy naszych gościńcach i po naszych polach, przy miastach, miasteczkach i wsiach, które w ciągu wieków stworzyła armia ludowych artystów, rzemieślników, majsterków: murarzy, cieśli, kamieniarzy, stolarzy, rzeźbiarzy, malarzy, kowali - to świadectwo żarliwej wiary ludu naszej diecezji z dalekiej i bliskiej przeszłości.

Twórcy kapliczek, świątków i krzyży traktowali swoją pracę jako "drogę do zbawienia", zaś motywy i intencje fundatorów wypływający zawsze z podłoża religijnego. W tworzeniu tych dzieł ludowi artyści, często bezimienni, czasem nawet niepiśmienni, w formie rzeźbiarskiej, malarskiej czy architektonicznej wypowiadali swoje uczucia i uniesienia oraz drgnienia serc pobożnych. Tworzyli na cześć P. Boga, Matki Najść. i Świętych. Wiejski świątkarz, obrabiając kozikiem lub dłutem kloc drzewa, czynił to z wiarą i miłością, wlewał w to dzieło uczucia i porywy swojego serca, mniej lub więcej udanie ucieleśniał w nim stany i natchnienia własnej duszy, oddawał pokłon świętym Postaciom, jakie widział na jawie, w snach i w chwilach zachwytu, a które na swój sposób odtworzył. Odtwarzał nieraz na pastwisku w przerwie między jednym a drugim zawróceniem krowy, nieraz mdlejącymi po całodziennym trudzie palcami zdobił materiał, który duży opór ręce kształtujące delikatne formy.

To był twór jego ducha, odrywając go od ziemskiego padołu płaczu. Stąd owe postacie są szczere, i proste jak szczera i prosta była dusza twórcy, są ufne jak jego pacierz. Stąd, mimo iż czas przyoblekł je w patynę, mają w sobie coś niezwykłego, są świeże, ich oblicza jaśnieją dobrocią, pobudzają do modlitwy, bo są wyrazem twórczego pacierza, bo rzeźbiarz tworząc rozmawiał z Bogiem. Budowano kapliczki oraz stawiano figury i Bożą Mękę, - z których jedne były wyrazem indywidualnego, inne zbiorowego aktu wdzięczności - na podziękowanie za wysłuchanie próśb, za wyleczenia z choroby, za powrót z wojny, za uchronienie od zarazy, głodu czy innej klęski, za wybawienie z niebezpieczeństwa. Spotykamy kapliczki wznoszone w tej intencji, by P. Bóg czuwał nad wsią, chronią od nieszczęść, błogosławił ziemi i plonom. Nasz wierzący lud budował kapliczki na polanach leśnych, nad wodami, na mostach, słupach i fasadach domów i umieszczał w nich figurki i obrazy świętych, by byli patronami, opiekunami, orędownikami, by swoim wstawiennictwem chronili bydło od pomoru, pola od powodzi, zagrody od ognia. Jedni święci mieli strzec przed chorobami, bólami, kradzieżami, piorunami i innymi nieszczęściami, opiece innych powierzono różne trudne sytuacje życiowe.

Do jednych modlono się o szczęśliwą śmierć, do innych o dobre zamążpójście. Można też spotkać kapliczki i krzyże o charakterze pokutnym, na wynagrodzenie za grzechy wzgl. tzw. kapliczki "ślubowane", które powstawały zwłaszcza w tragicznych latach moru. Wznoszono także figury i krzyże na uproszenia miłosierdzia Bożego dla dusz tych, którzy nagle zeszli z tego świata względnie zostali niewinnie zamordowani. Krzyże na samotnych mogiłach partyzantów i poległych w walkach o wolność Ojczyzny - to ślady tragedii ludzkich cierpień i męczeństwa, w których to doświadczeniach lud wierny szukał pociechy u Boga, wznosił wznosił oczy ku Niebu. Trudno nie wspomnieć krzyży widniejących na wyniosłościach, Które zatknięto tam ku uwiecznieniu "czasu miłościwego" Jak to nazywano jubileusze Odkupienia czy też kapliczek upamiętniających? Miejsca pobytu Świętych lub też ważnych wydarzeń w Kościele, Ojczyźnie czy wiosce.

Tak, więc stojące we wsi wśród chłopskich zagród czy przy polnych ścieżkach i turystycznych szlakach krzyże, ukryte w uroczych zagajnikach figury czy też wkomponowane w rosnące drzewa lub wiszące na nich kapliczki zawsze i wszędzie stawiano- jak wynika z napisów i przekazów historycznych- jako dziękczynną ofiarę za łaski względne jako prośbę o błogosławieństwo czy też jako wotum sercem składane na cześć Boga Najwyższego.

Początki i rozwój Woli Mieleckiej i miasta Mielca

Wykład profesora Feliksa Kiryka 20 września 2007roku

W czwartek 20 września 2007 roku w SCK mielczanie mogli wysłuchać wykładu-opowieści o Mielcu profesora Feliksa Kiryka pt. "Początki i rozwój miasta Mielca", w ten sposób SCK uczciło 550 rocznicę wydania zezwolenia królewskiego na lokację naszego miasta.

Wykład znanego mediewisty i przyjaciela Mielca przyciągnął do centrum wystawienniczego spore grono zainteresowanych historią naszego miasta. Prelekcję zainaugurował dyrektor Muzeum Regionalnego Jerzy Skrzypczak, który powitał gościa i przybliżył słuchaczom jego sylwetkę i dorobek naukowy. Przypomnijmy: Feliks Kiryk jest absolwentem Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie (1956), tu też się doktoryzował (1962), by w latach 1993-1999 zostać rektorem tej uczelni. Napisał ponad 350 prac naukowych dotyczących głównie polskiego średniowiecza. Jest redaktorem i współautorem kilkunastu książek z dziejów m.in. Mielca (t.1-3, Mielec 1984-1994), Tarnowa, Limanowej, Kamieńca Podolskiego, Proszowic, Brzeska, Starego Sącza i Sandomierza. Współautor Encyklopedii Krakowa i Słownika biograficznego historii Polski. Doktor honoris causa kilku uczelni (m.in. Uniwersytetu Rzeszowskiego - 2007) i uniwersytetu we Lwowie, honorowy profesor uniwersytetu w Kamieńcu Podolskim (2001). Wiceprezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Historycznego. Asumptem dla dzisiejszego spotkania jest 550. rocznica wydania zezwolenia dla Jana z Mielca. Przyznam, że jesteśmy w pewnym dylemacie - od kiedy datować należy miejskość naszego miasta: czy od roku 1457, kiedy wydano owo zezwolenie, czy od 1470, kiedy to synowie tegoż Jana zrealizowali marzenie ojca i na gruntach wsi Mielec założyli miasto o tej samej nazwie?
Profesor Feliks Kiryk opowiadał o początkach Woli Mieleckiej i Mielca.

Nawiasem mówiąc, 500. rocznicę założenia miasta uroczyście obchodzono w 1957 r. na fali popaździernikowej odwilży. Może pan profesor ostatecznie rozstrzygnie ten dylemat? - zapytał na początek dyr. Skrzypczak. Profesor odpowiedział, że najpierw będzie mówił o początkach Mielca w kontekście urbanizacji Małopolski. Polska zurbanizowała się od XIII do mniej więcej końca XVI stulecia. Proces powstawania miast w Polsce był późniejszy niż to było na zachodzie, ale wyraźnie przyspieszył w wiekach XIII-XV. Do XIII wieku miasta oczywiście istniały, lecz miały inny wygląd i funkcję. Miasta nowoczesne, kształtem ustrojowym i gospodarczym nawiązujące do Europy, zaczęły powstawać w wieku XIII jako miasta lokowane, tzn. zakładane na prawie niemieckim, tam gdzie mogły one istnieć jako centra gospodarcze, ludnościowe i kulturowe. Proces ten był wcześniejszy w Małopolsce, gdzie procesy urbanizacyjne nasiliły się za panowania Leszka Białego, o czym świadczy przykład Krakowa, Sandomierza, Sącza. Generalnie lokacje były o wiele częściej przeprowadzane na lewym brzegu Wisły, część prawobrzeżna, w tym teren nad dolną Wisłoką był dużo później zaludniany.


– „Nieliczni wiedzą, że to Wola Mielecka, a nie jak sądzono Mielec jest starsza. To Wola powstała pierwsza. Wszystko to odbywało się na zasadzie tak zwanej wolnizny, czyli zwolnienia od podatków. To było opłacalne. Miasto Mielec powstało później” – wyjaśniał zgromadzonym historyk.

Klucz mielecki, co wiemy na temat tego klucza? Oto już w 1229 r., w bulli papieża Grzegorza IX, jest odnotowana dziesięcina (decima po łacinie): de duorum Melecz - dziesięcina z dwu Mielców. No, narzuca się od razu Mielec i Wola Mielecka, ale narzuca się słusznie, bo potem potwierdza się ten fakt. O dziesięcinie z Mielca i Woli Mieleckiej mówi Długosz w XV w., oraz ta dziesięcina należała do klasztoru tynieckiego. Z 1550 r. pochodzi dokument, w którym opat tyniecki sprzedaje ową dziesięcinę właśnie kościołowi na terenie samego Mielca. Nie ulega więc wątpliwości, że w 1229 r. było dwa Mielce, choć może tak się nie nazywały: był Mielec, powiedzmy wieś główna, i Woła Mielecka. Co to znaczy Wola? To była osada, która powstawała na wolniźnie, a więc otrzymywała na jakieś 20 łat wolność od podatków, czasem mniej, co zależało od tego czy obejmowała pola wykarczowane czy też była zasadzona na surowym korzeniu. Ale ponieważ posiadała wolność na 20 czy ileś lat od podatków, to nazywano ją Wolą - stąd Wola Mielecka, która istnieje do dzisiaj. Gdzie on był położony? To także jest pytanie, na które historyk nie jest w stanie odpowiedzieć, bo nie mamy żadnej wskazówki topograficznej. Ponieważ miasto lokowano koło obecnego rynku, a coś na ten temat wiemy z dokumentu z 1470 roku, to Mielec pewnie był blisko Woli Mieleckiej.


Przejdźmy jednak do czasów, w których coś wiemy już na pewno o Gryficie. W 1405 r. następuje dział majątkowy między braćmi rodzonymi, Paszkiem a Janem. Jan z końca lub drugiej połowy XIV w. i Paszko z końca XIV w. i początku XV w. są najdawniejszymi właścicielami Mielca. Ten podział majątku był tego rodzaju, że Gierczyce i Kaliszany koło Opatowa oraz klucz mielecki, czyli Mielec z wsiami dookoła, przypadły owemu Janowi.

Przechodząc do kwestii związanych z lokacją Mielca, wspomniał profesor o poszukiwaniach dokumentów, które by pozwoliły precyzyjnie datować początki miasta. Podczas prac związanych z pisaniem monografii „Mielec. Dzieje miasta i regionu" natknęliśmy się na skażoną kopię, Hora mówiła o zezwoleniu królewskim na lokację w roku 1452, ale ta data wydawała mi się niemożliwa do przyjęcia, ponieważ wiadomo było, że Jan z Mielca otrzymał owo zezwolenie podczas sejmu w Piotrkowie, który miał miejsce kilka lat później. W końcu poszukiwania zostały uwieńczone powodzeniem, udało się Mirosławowi Maciądze znaleźć na Wawelu kopię aktu lokacyjnego i ustaliliśmy, że ów akt został wydany 17 marca 1457 r. Niestety, oryginał się nie zachował - opowiadał profesor. Dokument zezwalał Janowi z Mielca na założenie miasta w swoich dobrach koło wsi Mielec. Co ciekawe, w dokumencie tym mówiło się o nazwie Nowy Targ która, jak się okazało, nie przyjęła się, co może i dobrze, bo przecież już jeden Nowy Targ mamy.

Do nazwy Mielec wrócono w 1470 roku, kiedy to synowie Jana: Jan i Bernardyn, wydają dokument, tzw. kontrakt, który mówi o szczegółach, w oparciu o które miasto jest lokowane, czyli wprowadzają w życie, to czego ich ojciec Jan nie zdołał przeprowadzić, ponieważ zmarł jeszcze przed rokiem 1462. Dokument ten daje uprawnienia handlowe powstającemu miastu: w soboty targ oraz dwa jarmarki: na święto św. Trójcy i św. Mateusza. Opowiadał jeszcze dalej profesor o kolejnych pokoleniach Mieleckich, którzy rozbudowywali miasto i zaznaczyli się na kartach historii Polski. Na zakończenie powrócił zaś do pytania postanowionego na początku wykładu: Ja byłbym za datą 1457 r., bo przecież Jan z Mielca całe to przedsięwzięcie zaplanował, doszedł do przekonania, że włość mielecka potrzebuje centrum wymiany towarowej, potem „wychodził" zgodę królewską, a że umarł wcześniej, więc potem zrealizowały to jego dzieci. Tak więc jestem za datą wcześniejszą, choć faktycznie agendy miejskie są 13 lat późniejsze - podsumował.

Po prelekcji profesor został nagrodzony za ogrom przekazanej wiedzy owacjami słuchaczy i bukietem róż.

 

Józef Maksymilian Ossoliński (1748 - 1826)

Józef Maksymilian Ossoliński (1748 - 1826)
- polski pisarz, badacz literatury i działacz kulturalny epoki oświecenia.
Patron Zespołu Szkół w Woli Mieleckiej.



Józef Maksymilian Ossoliński urodził się w 1748 roku w majątku Wola Mielecka. Ojciec jego - Michał Ossoliński - mądrze gospodarząc na Mielecczyźnie, powiększył dziedzictwo do wcale pokaźnej fortuny i w 1748 roku pisał się panem na Mielcu, Zgórsku, Cyrance, Piątkowcu, Woli Mieleckiej, Partyni, Izbiskach itd. Wychowany w surowej godnej atmosferze właściwej dawnym dworom szlacheckim (a był to okres panowania Augusta III Sasa, kiedy rozkładowi politycznemu i gospodarczemu towarzyszyło zacofanie umysłowe, nietolerancja religijna, dążność magnaterii i szlachty do zbytku i wystawnego życia ponad stan. Uczty, pijaństwo, obżarstwo, zbytkowne stroje, wspaniałe pojazdy, błyszczące srebra - kryły nędzę umysłową i pustkę moralną.)

Józef Maksymilian był młodzieńcem głęboko religijnym, nieśmiały i skromnym. W 1762 roku wysłany został na naukę do kolegium jezuickego w Warszawie, jednej z najlepszych szkół jezuickich w kraju. Szkolnictwo jezuickie było juz w tym czasie zreorganizowane, częściowo nadążając za reformą dokonaną przez Stanisława Konarskiego w szkołach pijarskich.

Światopogląd Józefa Maksymiliana Ossolińskiego został ukształtowany w głównej mierze przez jezuitów, którzy z jednej strony umocnili w nim wyniesione z domu rodzinnego poszanowanie dla religii, Kościoła, autorytetu monarchy i przyjętego przez ustrój feudalny porządku społecznego, z drugiej - dali gruntowną jak na owe czasy wiedze opartą na zasadach rozumu i doświadczenia, wprowadzając go tym samym w krąg idei Oświecenia.

Profesorami Ossolińskiego w kolegium byli ludzie wybitni: Adam Naruszewicz - poeta i historyk, redaktor "Zabaw przyjemnych i pożytecznych", Karol Wyrwicz - geograf, historyk i pedagog, Franciszek Bohomolec - autor wielu komedii bezlitośnie chłostających wady ówczesnej szlachty, i wielu innych. Wszyscy oni należeli do kręgu przyjaciół ostatniego króla Polski - Stanisława Augusta Poniatowskiego, który zaraz po wstąpieniu na tron w 1764 roku skupił wokół siebie wszystkie siły postępowe zdążające do wyrwania kraju z ciemnoty, zacofania i upadku. Stał się on prawdziwym mecenasem nauki i kultury, rozkwitających pod jego opieką po półtorawiekowym zaniedbaniu i upadku. Podczas gdy społeczeństwo szlacheckie w całej swojej masie tonęło jeszcze w konserwatyźmie politycznym i obyczajowym, w ciemnocie i zacofaniu, Warszawa - wraz z królem, jego dworem i kręgiem "oświeconych" - stała się stolicą kultury zachodniej, kuźnią nowych myśli w każdej dziedzinie życia narodowego.

W 1765 roku otwarto pierwszą świecką szkołę - Szkołę Rycerską, w 1773 roku zaś powołana do życia Komisja Edukacji Narodowej całkowicie przejęła z rąk zakonów oświatę i wychowanie. Zanim to nastąpiło, poparciem i opieką króla cieszyły się szkoły zakonne - zreformowane i realizujące w dużej mierze zamierzenia kół postępowych. Król bywał prawie corocznym gościem na popisach Kolegium Jezuickiego w Warszawie, sam zadawał pytania młodzieży, nagradzał ją i przyjmował u siebie na Zamku.

Tak więc w pojęciu młodego Ossolińskiego szkoła, profesorowie i mądry król stanowili całość, uosabiali nowe ideały. W tym okresie burzliwych zmian światopoglądowych zachodzących wśród oświeconych warstw społeczeństwa polskiego, Stanisław August Poniatowski stał się dla niego wzorem "Oświeconego monarchy" i takim - mimo tragicznych wypadków dziejowych - pozostał do końca, wywierając olbrzymi wpływ na ukształtowanie się jego poglądów politycznych.

Ossoliński został współpracownikiem dwóch czasopism: prowadzącego walkę z nieuctwem i konserwatyzmem szlachty, z zaśmiecaniem języka polskiego obcymi naleciałościami, propagujących tolerancje religijną, działalność przemysłową i podniesienie rolnictwa: wychodzącego od 1765 roku "Monitora" i pierwszego pisma literackiego w Polsce, wychodzących w latach 1770-1777 "Zabaw przyjemnych i pożytecznych z sławnych wieku tego autorów zebranych", będących oficjalnym organem "obiadów czwartkowych".

Udział w życiu literackim stolicy po ukończeniu szkoły wymagał od młodego Ossolińskiego jeśli nie stałego, to w każdym razie częstego w niej przebywania. Wkrótce jednak bliski kontakt Ossolińskiego z Warszawą i jej bujnym życiem kulturalnym został zerwany.

Traktat rozbiorowy z 1774 roku, który zatwierdzał grabież ziem polskich dokonaną w 1772 roku, spowodował, że majątki Ossolińskich znalazły się w nowo utworzonej prowincji monarchii habsburskiej, zwanej odtąd Galicją. Wprawdzie stosunki między zaborcą a okrojoną Rzeczypospolitą oficjalnie pozostały przyjazne, wprawdzie nowe władze zezwalały swym poddanym na swobodne przekraczanie świeżo wytyczonych granic, ale były to tylko pozory. Faktycznie rząd austriacki patrzył bardzo niechętnie na więzy Galicjan z macierzą, utrudniając je wszelkimi sposobami.

Przy tym kłopoty, jakie wraz z nową administracją spadły na ziemiaństwo galicyjskie, zmuszały Ossolińskiego do zajęcia się sprawami gospodarskimi. Sypiące się jak lawina nakazy, zarządzenia i zakazy, tak bardzo obce przywykłej do swobód obywatelskich szlachcie polskiej, niezrozumiały na ogół urzędowy język niemiecki, panoszący się wszechwładnie biurokratyzm, obciążenie dóbr podatkami ponad miarę, dokuczliwość systemu opodatkowania, spowodowana zniesieniem poddaństwa i ograniczeniem pańszczyzny, nowy układ stosunków pomiędzy dworem a wsią, pozbawiający właścicieli ziemskich taniej siły roboczej - sprawiły, że Michał Ossoliński coraz częściej uciekał się do pomocy syna, powierzając mu pełnomocnictwo w prowadzeniu interesów majątkowych.

Siedząc w majątkach rodzinnych na Mielecczyźnie i co jakiś czas odwiedzając Warszawę, oddawał się młody hrabia zajęciom literackim, różnorodnym zarówno co do treści jak i formy. Tłumaczenie, poezja, powieść, komedia, bajka, rozważanie filozoficzno-moralne przeplatają się tu z pierwszymi próbami prac historycznych, które później staną się pierwszoplanowe. Ossoliński do badań wybrał wiek XVI, który urzekał go blaskiem i świetnością polskiego Renesansu, bogactwem piśmiennictwa i pięknem formy języka ówczesnych pisarzy. Jego spokojna i łagodna natura, jego umysł wykształcony na wzorach epoki stanisławowskiej czyniły go najgorętszym wyznawcą zasady, że nauka i kultura, a nie podboje i grabieże stanowią o istotnej wielkości narodu. To przekonanie nada kierunek dalszej działalności naukowej i bibliofilskiej Ossolińskiego.

Ten właśnie największy skarb narodu postanowił Ossoliński ocalić, zebrać, zabezpieczyć i przekazać potomnym, a stanąwszy do współzawodnictwa ze współczesnymi bibliofilami, dał się wyprzedzić jedynie Czackiemu. Zamiłowanie do ksiąg nie było obce rodzinie Ossolińskich; piękne biblioteki posiadali Franciszek Maksymilian, podskarbi koronny, osiadły w Luneville, Józef Franciszek Salezy, wojewoda podlaski, miał też nieco książek i ojciec Józefa - Michał Ossoliński.

Odziedziczone księgozbiory rodowe Józef Maksymilian uzupełniał ze znawstwem, tworząc z nich warsztat naukowy do swych prac historycznoliterackich. Szczególnie dogodne warunki do większych zakupów na galicyjskim rynku księgarskim stworzył dekret Józefa II z 1781 r. o rozwiązaniu w państwie austriackim zakonów kontemplacyjnych, dzięki czemu w handlu znalazła się duża ilość dzieł pochodzących z bibliotek klasztornych. Biblioteka Uniwersytecka we Lwowie, do której nakazano zwieść księgozbiory likwidowanych klasztorów z terenu Galicji, wybrała jedynie 10 000 książek, resztę - w ilości ok. 30 000 - przeznaczając na zagładę. W urządzanych licytacjach obłowili się przede wszystkim antykwariusze lwowscy, ale również wiele nabyli za bezcen Czacki i Ossoliński.

Zarówno dzięki tym nabytkom, jak i zakupom dokonywanym w Wiedniu rodzinny księgozbiór Ossolińskiego przywieziony do stolicy Austrii począł się szybko rozrastać. Należało myśleć o jego uporządkowaniu, a do tego potrzebna była hrabiemu pomoc. Znalazł ją w osobie "roboczego Niemca", Samuela Bogumiła Lindego , który przyjęty na bibliotekarza w 1794 r. nie tylko wziął się ochoczo do porządkowania książek, ale stał się dla Ossolińskiego nieocenionym towarzyszem w kompletowaniu biblioteki. O zbiorach hrabiego z tego okresu tak pisał w kilkanaście lat później:
"Biblioteka jego podówczas nie była liczna, lecz wyborowa. Wkrótce skończyłem i porządkowanie jej, i wypisy do mego dzieła z niewielu pism polskich tam się znajdujących. Oświadczył mi zatem zapalający się coraz więcej o pomnożenie literatury hrabia, że zamyśla nie tylko resztę książek w dobrach swoich pozostałych w jedno zebrać, ale też i na dalsze zbiory nie żałować".

Od 1795 Ossoliński mieszkał na stałe w Wiedniu, gdzie poświęcił się pracom naukowym i pasji bibliofila. Ossoliński porzuciwszy bez przykrości szerszą arenę życia politycznego, zachęcony szerzącym się na wszystkich ziemiach dawnej Polski pędem do zbieractwa, oddał się rzeczywiście nieobcej sobie l dotąd szlachetnej pasji bibliofilskiej, która będzie mu towarzyszyć już do końca życia. W 1809 został mianowany prefektem biblioteki nadwornej, którą skutecznie obronił przed grabieżą w czasie wkroczenia wojsk francuskich do Austrii. Został mianowany przez cesarza Franciszka I tajnym radcą cesarskim, najwyższym marszałkiem koronnym, komandorem orderu Stefana, oraz wielkim ochmistrzem Królestwa Galicji i Lodomerii.

Od 1800 był członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie. Za zasługi naukowe był wybrany od 1808 członkiem honorowym Towarzystwa Naukowego w Getyndze oraz towarzystw naukowych w Pradze i Warszawie. Następnie został członkiem honorowym lub rzeczywistym Akademii Wiedeńskiej, Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Wileńskiego, Towarzystwa Gospodarczego w Wiedniu, Morawsko-Śląskiego Towarzystwa dla Wspierania Rolnictwa i Krajoznawstwa, Muzeum Czeskiego w Pradze. Uniwersytet Lwowski nadał mu w 1820 doktorat honorowy z filozofii.

W celu umieszczenia swoich zbiorów Ossoliński nabył na własność lwowski klasztor pokarmelitański wraz z ruinami kościoła św. Agnieszki. Kilka miesięcy później wyjednał u cesarza Franciszka I (8 maja 1817) zatwierdzenie statutu Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich.

W akcie erekcyjnym Zakładu Narodowego Ossoliński przeprowadził plan fundacji w 60 skomplikowanych paragrafach: ustanowił kuratora dziedzicznego, a zarazem ordynata dóbr ziemskich, które po sobie zostawiał, zobowiązując go do wypłacania corocznie 6000 reńskich na potrzeby instytucji. Pod okiem kuratora funkcjonować mieli: dyrektor, kustosz i pisarz, a obowiązkiem pierwszego z nich było wydawanie czasopisma naukowego pt. Wiadomości o dziełach uczonych. Ossoliński zamierzał bowiem stworzyć w powołanym przez siebie Zakładzie ognisko badań nad dziejami i literaturą ojczystą oraz stowarzyszenie uczonych, pracujących na tym polu.

25 grudnia 1823 Ossoliński zawarł umowę z księciem Henrykiem Lubomirskim, który włączył swe zbiory do Biblioteki Ossolińskich, co prawda oddzielnie, lecz w ścisłym i trwałym związku, pod nazwą "Muzeum imienia Lubomirskich".

W 1820 zapadł na ciężką chorobę, zaś w 1823 stracił wzrok. Zmarł po ciężkich cierpieniach w Wiedniu 17 marca 1826. Jego grób nie istnieje – znajdował się bowiem w tej części cmentarza Matzleindorf, która została zniszczona i zajęta na cele komunikacyjne.
Szlachetna pasja Ossolińskiego sprawiła, że wiele cennych zabytków piśmiennictwa polskiego zostało nie tylko wydobytych z rąk prywatnych właścicieli, ale przetrwało do naszych czasów, służąc przez 150 lat nauce i kulturze polskiej. Bibliofilstwo jego nie miało cech maniackich; było mądrą i dalekowzroczną polityką wiernego swej ojczyźnie, choć żyjącego na obczyźnie syna, polityką zdążającą do przysporzenia jej trwałych wartości kulturalnych, stworzenia bazy materiałowej dla szeregu przyszłych badaczy dziejów i literatury ojczystej. "Ja cennych edycji nie kupuję" - pisał w liście do Grabowskiego. Istotnie, nie było w bibliotece Ossolińskiego ksiąg pięknie ilustrowanych, bogato oprawnych, pełnych ozdób i złoceń; królowały za to z trudem wygrzebane najróżnorodniejsze "szpargały", stanowiące bezcenne dokumenty życia dawnej Polski. Nie pragnął Ossoliński zdobić książkami swych salonów, szczycić się ich bogactwem i przepychem; chciał, aby były użyteczne...

W 1826 Stany Galicyjskie poleciły Gwalbertowi Pawlikowskiemu, nadwornemu sekretarzowi w Wiedniu, odbiór i spisanie zbiorów Ossolińskiego. W ciągu 10 miesięcy Pawlikowski spisał i spakował całą kolekcję, a 31 marca 1827 wysłał na miejsce – do Lwowa. Cały zbiór Ossolińskiego, darowany narodowi polskiemu jako Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, spakowany w 52 ogromne skrzynie, zawierał 10 121 dzieł w 19 055 tomach, 456 tomów dubletów (tj. podwójnych egzemplarzy), 76 wiązek różnych pism, 567 rękopisów w 715 tomach, 133 map oraz 1445 rycin.

W kwietniu 27 roku wjeżdżał na ulice Lwowa długi szereg wozów, obciążony 52 wielkimi skrzyniami, w których starannie upakowano bibliotekę zgromadzoną w Wiedniu przez Józefa Maksymiliana Ossolińskiego. Mimo 36 lat spędzonych na obczyźnie ten wielki bibliofil do końca życia pozostał najwierniejszym synem swego kraju, obracając cały swój majątek oraz poświęcając wszystkie swoje myśli i wysiłki na zebranie pięknej kolekcji książek i rękopisów, grafiki i numizmatów z zamiarem ofiarowania ich swemu narodowi. Opracowana przez niego w najdrobniejszych szczegółach ustawa, zatwierdzona w 1817 roku przez cesarza Franciszka I, powołała do życia Zakład, który umieszczony we Lwowie, ówczesnej stolicy zaboru austriackiego, w ciągu długich lat swego istnienia służył nauce i kulturze polskiej, rozsławiając nazwisko swego założyciela nie tylko w całej Polsce, ale i za granicami kraju.

W 1946 roku do leżącego jeszcze w gruzach Wrocławia przybyły dwoma transportami kolejowymi, w zaplombowanych wagonach, wysłane ze Lwowa zbiory Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Nie pierwszy to raz odbywały one długą wędrówkę, aby podjąć mozolny żywot w służbie nauki i kultury polskiej.

Od 18 czerwca 2000 r. jest patronem Zespołu Szkół w Woli Mieleckiej.

 

Rys historyczny, Wola Mielecka

Dzieje wsi sięgają początków XIV wieku, kiedy istniały dwie oddzielne osady, Borzyszowice i Lasocice, zwane też Długą Wolą. Z roku 1339 pochodzi wiadomość, iż Borzyszowice otrzymała w posagu córka kasztelana Sieciechowskiego, Pełki, żona Niemierzy z Gołezy, herbu Mądrostki. W roku 1386 właścicielem Borzyszowic był Paszko z Trestczyna herbu Gryf, który procesował się o dziesięcinę przyznaną probostwu w Beszowej.
Do Trestków należały także Lasocice. Spór o dziesięciny pobierane przez kościół rozpatrywany był w 1457 roku przez oficjała sandomierskiego, Stanisława z Sieradzic. Ze spisanego wówczas dokumentu wiadomo, że klasztor tyniecki pobierał dziesięcinę z Lasocic,a klasztor w Beszowej z Borzyszowic. Opactwo tynieckie dziesięcinę pobierało aż do roku 1550, kiedy zrezygnowano z niej na rzecz misjonarzy z Mielca. Z 1578 roku pochodzi wiadomość o przynależności Długiej Woli do parafii mieleckiej. Wówczas wieś posiadała 8 łanów gruntów ornych i było w niej 22 kmieci, 4 zagrodników i 6 komorników. Przed rokiem 1405 nastąpiło połączenie wsi Borzyszowice i Lasocice w jedną miejscowość o nazwie Wola Mielecka. Jeszcze w XV i XVI wieku używano wymiennie nazw Długa Wola i Wola Mielecka, czasem też stosując określenie Wola Lasocka (od wsi Lasocice).
W roku 1405 Paszko z Trestczyna wraz z bratem Janem z Gierczyc, dokonali podziału dóbr i Janowi przypadły prawie wszystkie posiadłości Trestków w Sandomierszczyźnie, do których należał też klucz mielecki.


W źródłach z lat 1406-1416, Jan występuje pisząc się z Mielca i Gierczyc. Dwukrotnie figuruje pod przezwiskiem „Żuk" i tylko raz jako Trestka. Zaraz po podziale dóbr dziedzicznych, Jan zajął się gospodarowaniem w kluczu mieleckim i przeniósł swój dwór z Lasocic do Mielca, który odtąd stał się główną siedzibą tej linii Trestków.

Z Mielca pisali się także potomkowie Jana Trestki a on sam uważany jest za protoplastę rodu Mieleckich.
Jan z Mielca (syn Jana z Gierczyc), który przeprowadził w 1459 roku rozgraniczenie swego rodowego Mielca i Cmolasu od włości Tarnowskich, zmarł około 1459 roku. Jego synami byli Jan i Bernardyn Mieleccy.

Pierwszy z nich pisał się w 1473 roku dziedzicem Woli Mieleckiej. W roku 1491 właścicielem dóbr klucza mieleckiego był Stanisław Mielecki, kasztelan połaniecki i zawchojski. Zmarł w roku 1532 w Krakowie, pochowany w mieleckim kościele parafialnym, którego był dobroczyńcą.

Synowie Stanisława - Jan, Sebastian i Walerian, w roku 1542 rozdzielili między siebie dobra klucza mieleckiego.
Wola Mielecka dostała się Janowi Mieleckiemu, który dostąpił godności wojewody podolskiego i marszałka wielkiego koronnego. Zmarł w roku 1561 i pochowany został w Mielcu. Pozostawił po sobie tylko syna Mikołaja, późniejszego hetmana wielkiego koronnego. Mikołaj poślubił Elżbietę Radziwiłłównę, córkę księcia Mikołaja, zwanego Czarnym - wojewody wileńskiego, kanclerza i marszałka litewskiego. Dobra mieleckie przypadły Zofii, córce Mikołaja Mieleckiego. Po śmierci pierwszego męża, księcia Siemiona Olelkowicza Słuckiego, Zofia ponownie wyszła za mąż, za hetmana Jana Karola Chodkiewicza herbu Kościerza. Przez związek małżeński z Zofią, właścicielem Woli Mieleckiej został Jan Karol Chodkiewicz.


Nabyte dobra sprzedał w roku 1608 Zbigniewowi Ossolińskiemu herbu Topór.

O wydarzeniach tych w swoim pamiętniku Ossoliński napisał:

... „7 Julii (lipca) jechałem do Pana Chodkiewicza do Mielnika, który tam na mnie czekał i kupiłem u niego majętność mielecka i Zgórsko... Mielecka majętność kupiłem u MMci pana Chodkiewicza Karola hetmana litewskiego, starosty żmudzkiego, za 130 tys., której sumy, żem nie miał, a on tego koniecznie życzył, przeto na raty mi rozłożył płacą".

W roku 1620 Ossoliński sam dokonał podziału swoich dóbr pomiędzy synów: Krzysztofa, Maksymiliana i Jerzego.
Wola Mielecka wchodząca w skład majętności mieleckiej przypadła Maksymilianowi.Z początkiem XVIII wieku właścicielem wsi był Michał Ossoliński, żonaty z Anną z Szaniawskich. W 1748 roku w Woli Mieleckiej urodził się ich syn Józef Maksymilian, który po zdobyciu wszechstronnego wykształcenia napisał wiele prac krytycznych i historycznych ,oraz został fundatorem Biblioteki Narodowej im. Ossolińskich we Lwowie. Na jej utrzymanie i uposażenie Ossoliński przeznaczył dochody z folwarków dziedzicznych, w tym z Woli Mieleckiej.

Po pierwszym rozbiorze Polski w roku 1772, obszar obecnego powiatu mieleckiego przypadł Austrii. Pod zaborem austriackim wszedł do cyrkułu tarnowskiego, którego północno-zachodnia granica przebiegała wzdłuż linii rozgraniczającej powiat mielecki od tarnobrzeskiego i kolbuszowskiego. Następnie od 1853 roku, w czasie podziału cyrkułu tarnowskiego na powiaty, utworzono w obecnych granicach administracyjnych powiatu dwa samodzielne powiaty: mielecki i radomski, które rozgraniczała Wisłoka. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości 1918 roku, Mielec przydzielono do województwa krakowskiego. W czasie okupacji niemieckiej został włączony do Generalnej Guberni, a od 1944 roku do województwa rzeszowskiego.

 

Wodyfikacja Gminy Mielec

Wodyfikacja Gminy Mielec

W okresie prowadzenia wodyfikacji Woli Mieleckiej również i tu powołano Komitet, który realizował zadania wynikające z prowadzenia działalności inwestycyjnej.

Nadmienić trzeba, że w latach 70-tych mieszkańcy Zwiernika -Przysiółka wystosowali do Sejmu petycję o przyłączenie ich do Woli Mieleckiej, a tym samym do gminy Mielec, gdyż ich przynależność do Piątkowca nie jest korzystna, bowiem las piątkowski na długo¬ści około 2 km dzieli wioskę na dwie części. Te postulaty do dziś nie zostały zrealizowane.

Ochotnicza Straż Pożarna w Woli Mieleckiej od dawna objęła „Zwiernik - Przysiółek" jak swój teren działania przeciwpożarowego. W okresie Nowego Roku strażacy w tym rejonie także roznoszą kalendarze i składają mieszkańcom życzenia noworoczne.

W dniu 25 stycznia 1995 r. została oddana do użytku Stacja Uzdatniania Wody w Rzędzianowicach. Długo czekali na to mieszkańcy wsi leżących na lewym brzegu Wisłoki. Stacja może zaopa¬trzyć w wodę 1200 gospodarstw w sześciu sołectwach - Rzędzianowicach, Woli Mieleckiej, Podleszynach, Książnicach, Bożej Woli i Goleszowie.
Inwestycja wybudowana ze środków gminy Mielec i budżety państwa kosztowała ponad 5,9 mld 61 min pochodziła z rezerwy budżetowej państwa przeznaczonej na dofinansowanie inwestycji infrastrukturalnych, realizowanych w systemie robót publicznych.

To zadanie realizowano 8 miesięcy.
Uroczystość jej przekazania odbywała się z udziałem mieszkańców wsi, członków komitetu budowy stacji i radnych gminy Mielec. Na zaproszenie wójta Władysława Ochalika i przewodniczącego samorządu Mariana Błacha na otwarcie obiektu przybyło wiele gości reprezentujących administrację wojewódzką i lokalną, m.in. wojewoda rzeszowski Kazimierz Surowiec, kierownik Urzędu Re¬jonowego w Mielcu Leon Skiba, kierownik Rejonowego Urzędu Pracy w Mielcu Stanisław Stachowicz, prezydent Mielca Janusz Chodorowski, wójt gminy Czermin Jerzy Łaz, wójt gminy Tuszów Narodowy Tadeusz Zmuda. W uroczystości wziął udział także mie¬lecki poseł Zbigniew Mączka.

Do Rzędzianowic przybyło wiele osób bezpośrednio zainteresowanych realizacją tej ekologicznej inwestycji, a mianowicie: główny projektant stacji Marian Garbacki, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska UW w Rzeszowie Janusz Kurnik, dyrektor mieleckiego ZOZ Lucjan Mazurek, szef Terenowej Stacji Sanitarno - Epide¬miologicznej w Mielcu - Krzysztof Kralisz, dyrektor Wojewódzkiego Zarządu Inwestycji w Rzeszowie Stanisław Stachura.

W skład Społecznego Komitetu Wodyfikacji Woli Mieleckiej weszły te same osoby, które działały w Komitecie Gazyfikacyjnym, ponieważ nowych wolontariuszy do społecznej i bezinteresownej pracy nie było. Młodzi ludzie nie zawsze chcą podejmować działalność.

Eugeniusz Korczak     - przewodniczący
Jan Chlost                 -1 z-ca przewodniczącego
Jerzy Klementowski    - II z-ca przewodniczącego
Kazimierz Cygan    - III z-ca przewodniczącego
Adolf Cholewa    - członek
Teodor Czerwiński    - członek
Henryk Jaworski    - członek
Wawrzyniec Krawiec    - członek
Edward Puła    - członek
Kazimierz Niedbała    - członek
Edward Draus    - członek
Stanisław Wójcik    - sekretarz
Urszula Trzpis    - członek
Aleksander Marczewski    - członek
Zdzisław Rzeźnik    - członek
Jan Czerwiński    - członek
Emil Graboś    - członek
Władysław Paratyka    - członek

Wybory sołtysa i Rady Sołeckiej 2007 roku

Sołtysem Woli Mieleckiej na lata 2007-2011 został Wiesław Soboń . Do Rady Sołeckiej wybrani zostali ; Bąk Zbigniew, Indyk Henryk, Kawalec Mariusz, Wiącek Jan, Tomczyk Agnieszka, Chmura Jan, Wicherski Zbigniew, Miodunka Stanisław, Niedbała Jan, Soboń Marian.

Rolnicza blokada drogi w Woli Mieleckiej przy moście na Wisłoce 1999

29.01.1999
Trwające od paru tygodni protesty rolników w postaci blokad najgłówniejszych polskich dróg, dotarły także do okolic Mielca.
Na „moście Wacława" w Woli Mieleckiej, grupa około 100 rolników w tym i z Woli Mieleckiej, zamknęła w piątek 29 stycznia 1999 roku główną drogę wyjazdową w kierunku Tarnowa i Kielc.


Pozwólcie nam żywić naród, nie wspierajcie obcych" - takie hasło na transparencie zawisło na jednym z ciągników podczas blokady. Głównym postulatem było zagwarantowanie minimalnych opłacalnych cen produktów rolnych. Gwarancji takich oczekiwano od rządu.

Do protestujących rolników przybył m.in. wiceprezydent Mielca Bogdan Bieniek, poseł Andrzej Osnowski oraz starosta mielecki Józef Smaczny.

Rolnicy w swoich postulatach skierowanych w stronę rządu, żądali zaprzestania skupu zboża i żywca od rolników z zagranicy.

Zarzucano stronie rządowej, że mimo sprawowania funkcji przedstawicieli wyborców, w tym także i rolników, w ogóle nie zwracają uwagi na panującą w kraju bardzo ciężkich sytuację rolników.

Rolnicy na ręce przybyłych przedstawicieli władzy przekazali swoje postulaty, licząc na wsparcie ze strony urzędów.

Blokowanie drogi zakończyło się około godz. 15:00 tego samego dnia.

 wichz