Kusek Maria, konkurs "Nie pisz do szuflady"

Odsłony: 1593



Nowy Rok nad Wisłoką


Idzie Nowy Rok z radością, ochotą
Porywa do pracy sercem i ochotą.
Szuka takiej wioski, jak Wola Mielecka
z tej strony Wisłoki (no ta podkarpacka)
Bo chce sam zobaczyć, czy wszystko prawda
że będzie budowa i wcale nie mała
Będą nowe drogi, ścieżki i chodniki
no i nowy kościół z tej strony Wisłoki.

Wielkie to wyzwanie dla mieszkańców wioski
Duże przedsięwzięcie kłopoty i troski
Więc w tym nowym roku nie będzie podziałów
niech mieszkańcy wioski zmienia się w aniołów.

Nowy Rok pomyślał, no ja im pomogę,
dam im dobrą radę zanim rusza w drogę.
|jest mądre przysłowie które wam pasuje,
że „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”.

Za mojego panowania wszystkiego Nie zrobią,
i moi następcy chętnie im pomogą.
Cel szlachetny, chęć i siała w tej wiosce wyrosłą
Wiara, miłość i nadzieja, niech ich wciąż wzmacnia.

Maria Kusek     Breń Osuchowski, 2006


GWIAZDKA nad Wolą Mielecką

Zajaśniała gwiazdka wysoko na niebie
Wolomielczaninie dziś świeci, dla Ciebie.
Boże Dzieciąteczko znów na świat się rodzi
i w każde Święta wszystkich nas odwiedzi.

Choć takie maleńkie, w swym żłóbeczku leży
To przecież z pokłonem nam się iść należy.
A ono wyciągnie swą, malutką rączkę
i pobłogosławi cała waszą wioskę.

Spełni przedsięwzięcia, plany i zamiary
da wam chęć do pracy i siły i wiary.
Sami zobaczycie, że to się Wam uda
Boże Dzieciąteczko może zrobić cuda.

A na przyszły ranek przyjdzie do kaplicy
Bo Wola Mielecka gościny użyczy.
Nie będzie już więcej w stajence świętować,
tylko z mieszkańcami pięknie kolędować.

Niech się spełnią wszystkie plany i marzenia
tak na przyszłe święta Boża Dziecina.
Dobrzy ludzie tutaj na Woli mieszkają
no i Boże Dzieciąteczko ze czcią powitają.

Maria Kusek     Breń Osuchowski, 2006

 



Śmierć z marchewką w dłoni

(Opowieść z czasów ostatniej wojny)

Moi rodzice mieszkali w Dąbrówce Osuchowskiej. Gospodarstwo, które prowadzili, nie było ich własnością lecz wydzierżawione.
Niemcy wysiedlali mieszkańców Czermina i rodzina Zakręckich została dokwaterowana do nas. Czermin był kolonią niemiecką, a mieszkańcy tułali się po okolicznych wsiach. Połowa gospodarstwa wraz ze zbiorami należała do osadników.
Rodzina Zakręckich składała się z ojca Michała, dwóch córek – Janiny i Marii oraz syna Józefa. Ojciec był szewcem, a syn listonoszem, więc byli Niemcom potrzebni.

Córka Marysia została wywieziona na przymusowe roboty do Niemiec i wróciła dopiero po zakończeniu wojny.
Szewc Michał bardzo tęsknił za swoim domem. Często wybierał się do Mielca do swoich znajomych na piechotę, bo wtedy nie można było inaczej.
Pewnego razu wybrał się, jak zwykle, do Mielca w odwiedziny, ale znajomych nie było w domu i musiał wracać. Był głodny, zmęczony, chciało mu się pić. W czasie wojennym nie można było kupić nic do jedzenia w Mielcu.
Po przejściu przez most na Wisłoce znalazł się w Woli Mieleckiej i tu skręcił na drogę biegnącą w stronę Rzędzianowic. Zobaczył przy drodze piękny łan marchwi – to były pola dworskie. Michał postanowił wyrwać sobie marchewkę i posilić się w drodze do domu.

Biedny nie wiedział, że tej marchwi pilnował dozorca ukryty w krzakach tarniny w przydrożnym rowie. Dozorca ten nazywał się Koziara.
Zastrzelił biedaka trzymającego wyrwaną marchewkę w dłoni. Nie sprawdził dokumentów, nie pytał o nazwisko i tak bez jednego słowa zabił jak psa. Później po przeszukaniu ubrania dokumentów zastrzelonego człowieka nie znaleziono, bo Zakręcki zapomniał ich zabrać
z domu, ale to i tak nie miało znaczenia.

Dozorca Koziara przywołał przyglądającego się zdarzeniu mieszkańca Woli Mieleckiej i kazał mu wykopać grób, a następnie zasypać ciało tak, żeby nie było śladu. Nie wolno mu też było mówić o tym pod groźbą śmierci. Za wykonanie zleconej pracy dostał buty i ubranie ofiary.
Michał Zakręcki nie wrócił na noc do domu i rodzina wszczęła poszukiwania. Syn Józef sprawdzał ostatni dzień ojca bardzo ostrożnie i powoli zaczął się wyłaniać obraz ostatnich godzin życia Michała. Ludzie w Woli Mieleckiej szeptali z cicha o tej śmierci, a teraz dowiedzieli się, kim był zastrzelony człowiek.

Syn postanowił pomścić śmierć ojca i zgłosił się jako ochotnik na wojnę, z której już nie wrócił, bo poległ w bitwie. Córka Michała, Janina mieszkała z nami do końca wojny.Bardzo płakała po śmierci ojca i nie mogąc uwierzyć w taką śmierć, postanowiła odszukać człowieka z Woli Mieleckiej, który go pochował. Postanowiła rozpoznać buty, które szewc Michał własnoręcznie dla siebie wykonał.

Pewnego razu wybrały się z moją mamą do Mielca i w drodze powrotnej w Woli Mieleckiej wstępowały od domu do domu, aż znalazły tego gospodarza, który pochował ciało Michała. On wówczas nawet nie wiedział, jak nazywał się pogrzebany przez niego człowiek. A buty miał na nogach, pokazał je i opowiedział wszystko, jak to było. Tylko grobu już się nie udało odnaleźć, bo pole zostało zaorane.

Dziś po przeszło sześćdziesięciu latach od tej historii (wg opowiadań mojej mamy, która ma 93 lata), niezidentyfikowany grób Michała Zakręckiego znajduje się w Woli Mieleckiej zaraz za zakrętem po lewej stronie drogi w stronę Rzędzianowic.

Może w Woli Mieleckiej żyje jeszcze ktoś, kto pamięta tę historię sprzed tylu lat. Może pamięta więcej szczegółów o śmierci człowieka „z marchewką w dłoni” – Michała Zakręckiego, mieszkańca przedwojennego Czermina. A może, tak jak ja, ktoś posłucha opowieści babci lub dziadka i powstanie dalszy ciąg opowiadania o losach tej bezimiennej mogiły lub całkiem inne opowiadanie z czasów okrutnej wojny.

Maria Kusek     Breń Osuchowski, 2006