Kładka rozładuje korki?

Odsłony: 3236
Jak bumerang wraca sprawa udostępnienia kładki przez Wisłokę dla ruchu samochodowego. Gmina Mielec chce ją zmodernizować tak, aby oprócz pieszych i rowerzystów w sposób wahadłowy poruszały się tam auta osobowe i dostawcze. Problemem mogą, jak zwykle, okazać się pieniądze. Wstępne i orientacyjne szacunki mówią o  7 milionach złotych.

Przez lata Mielec z Podleszanami łączyła wisząca kładka. Można było nią przejść, przejechać rowerem lub motorem. Chętnie z niej korzystali nie tylko mieszkańcy Podleszan, ale i Książnic, Kiełkowa, Rydzowa czy Rudy, skracała bowiem czas dojazdu do Mielca. Korzystali z niej pracujący w mieleckich firmach, uczniowie uczący się w szkołach średnich. Także mielczanie chętnie przeprawiali się nią na wieś. Na początku XXI wieku jest stan był już fatalny. Stąd zwykle była zamknięta dla ruchu.

Kładka - bubel

Pojawił się więc pomysł budowy nowej przeprawy. Po latach starań w końcówce rządów wieloletniego wójta gminy Mielec, Władysława Ochalika, w budżecie wreszcie znalazły się pieniądze, niestety, niewielkie. Niestety, bo jeszcze przed oddaniem do użytkowania budowanej przez wojsko kładki (2007 rok) trafne okazało się stare porzekadło, że co tanie, to drogie. Nowa kładka, do której od razu przylgnął drugi człon – bubel, kosztowała milion złotych i od razu wymagała … remontu. Środkowe przęsło ugięło się bowiem pod swoim ciężarem na kilkanaście centymetrów, co było widoczne gołym okiem. Władze gminy tłumaczyły się błędem w projekcie. Niedoszacowane miały być parametry wytrzymałościowe dźwigarów, a to spowodowało przekroczenie dopuszczalnych naprężeń na kładce. Dlatego pojawiła się na niej tablica ze wskazaniem, że można przez nią przechodzić tylko w 4-osobowych grupach i to w odległości nie mniejszej niż 5 metrów. Kładka, która miała ułatwić ludziom życie, a także władze gminy stały się obiektem kpin. Temat często gościł na naszych lamach, połakomiły się na niego nawet media ogólnopolskie, więc o mieleckim bublu dowiedziała się cała Polska. Sprawą zaciekawiono nawet mielecką prokuraturę, a ta przekazała ją do Kolbuszowej.

 

Ówczesny wójt, Władysław Ochalik, podjął decyzję o remoncie nowej kładki. Kolejne 700 tys. zł miało doprowadzić ją do stanu używalności nawet przez samochody. Remont wykonano, ale o użytkowaniu jej przez kierowców choćby samochodów osobowych nie było mowy. Gdy pod koniec 2010 r. wybory wygrał Kazimierz Gacek, nakazał sprawdzić, w jakim stanie jest kładka. Okazało się, że nie jest przystosowana do ruchu samochodowego, bo materiały, z których jest wykonana, są niskiej jakości – nie spełniają wymaganych kryteriów. 

Temat wiecznie żywy

Już na początku XXI wieku władze nie tylko gminy Mielec, ale i miasta oraz powiatu, popełniły strategiczny błąd, nie czyniąc odważnych kroków w sprawie budowy drugiego mostu na Wisłoce. Od dobrych już kilku lat Mielec w porannych i popołudniowych godzinach szczytu komunikacyjnego jest zakorkowany. Choć od trzech lat sprawa budowy drugiego mostu w okolicach Mielca jest pilotowana przez starostwo, to widoków na jego błyskawiczne powstanie nie ma.  Póki co, w wariancie optymistycznym, to wciąż perspektywa roku 2020.

 

Między innymi ta sytuacja powoduje, że powraca temat udostępnienia kładki dla ruchu samochodowego. - Obecna kładka nie spełnia norm dla ruchu samochodów osobowych. Jest za wąska, nie ma na niej możliwości zamocowania barier energochłonnych. Głównym problemem jest jej konstrukcja. Do tego zjazd od strony Podleszan jest zbyt stromy – wylicza mankamenty wójt Kazimierz Gacek. - Niemniej cały czas myślimy o modernizacji kładki tak, by mogły po niej jeździć samochody osobowe i dostawcze. W tej kwestii od pewnego czasu rozmawiam ze specjalistami z firm zajmujących się budową mostów oraz naukowcami głównie z Politechniki Rzeszowskiej – dodaje włodarz.